Wiceprezes do spraw szkolenia PZPS Witold Roman apeluje o spokój. Określił przegrany mecz w barażu mistrzostw Europy w Gdańsku z Bułgarią 2:3 jako "piękną katastrofę". Zapowiedział, że związek wszystko przeanalizuje, a zmiana trenera wcale nie musi być koniecznością. „Ten statek zwany siatkówką jeszcze nie tonie” – dodaje Artur Popko.

Już przed turniejem powiedziałem, że będzie mi bardzo trudno bronić szkoleniowca Andrei Anastasiego, jeśli nie będzie sukcesu. Pomimo całej sympatii trzeba się zastanowić nad tym ile on jest w stanie dać jeszcze tej reprezentacji i ile ona może na tym zyskać. Teraz nie wiem, czy to nie jest zbyt duże ryzyko, by na rok przed mistrzostwami świata szukać nowego selekcjonera. Trzeba sobie od razu odpowiedzieć również na pytanie - czy jest ktoś na jego miejsce - powiedział Witold Roman.

Niegdyś znakomity środkowy przyznał, że nikt w związku w najczarniejszych scenariuszach nie oczekiwał, że Polska odpadnie tak szybko, tuż po fazie grupowej.

Za mecz z Bułgarami, za ich zaangażowanie należą się zawodnikom gratulacje. Było to ich najlepsze spotkanie w tym turnieju. Tylko co z tego? Można przecież grać najpiękniej, a porażka jest porażką - zaznaczył.

Jego zdaniem każdy potrzebuje teraz paru dni na analizę, ochłonięcie i przemyślenie.

Z kolei Artur Popko z PZPS powiedział, że w ciągu dwóch tygodni powinny zapaść decyzje w związku z przyszłością męskiej reprezentacji Polski siatkarzy.

Ten statek zwany siatkówką jeszcze nie tonie - zaznaczył Popko.

Na razie nie chciał otwarcie mówić o tym, czy pracę straci włoski szkoleniowiec Andrea Anastasi, pod którego wodzą biało-czerwoni przegrali trzeci turniej z rzędu - igrzyska w Londynie, Ligę Światową i teraz ME.

Zaprzeczył jednocześnie, by Polski Związek Piłki Siatkowej stawiał Anastasiemu jakiekolwiek ultimatum. Nie było z PZPS żadnego komunikatu, że jedziemy po medal. Pojawiały się zdania, że trener straci posadę, jeśli drużyna nie awansuje do półfinału, ale nie było to żadne oficjalne stanowisko - podkreślił.