Manny Pacquiao wrócił na Filipiny z Las Vegas, gdzie został znokautowany przez Meksykanina Juana Manuela Marqueza w walce o pas organizacji WBO dla najlepszego boksera dekady. Pięściarz zapowiedział kontynuację kariery. "Znowu będziemy walczyć, choć część moich bliskich namawia mnie do przejścia na emeryturę” - stwierdził.

Teraz potrzebuję około pięciu miesięcy na odpoczynek, zanim znów wyjdę na ring - mówił 33-letni pięściarz po przylocie do Manili.

Mimo niepowodzenia w Las Vegas na lotnisku przywitała Pacquiao spora grupa kibiców z flagami i transparentami. Na jednym z nich znalazł się napis: "Jesteś wciąż naszym wielkim mistrzem i bohaterem".

Prowadził na punkty, skończył na deskach

Podczas pojedynku o specjalnie stworzony pas WBO Filipińczyk miał punktową przewagę, a w piątej rundzie jego rywal był liczony. Jednak w kolejnej odslonei Pacquiao sam znalazł się w opałach - po mocnym ciosie Marqueza padł na deski i przez dłuższą chwilę nie mógł się podnieść o własnych siłach.

Pacquiao, uważany do niedawna przez ekspertów za najlepszego pięściarza świata bez podziału na kategorie wagowe, przegrał po raz piąty w karierze, w tym drugi z rzędu. Ma za sobą 54 wygrane walki (38 przez KO) i dwa remisy.

Porażkę narodowego idola, a od dwóch lat również kongresmena, przyjęto na Filipinach z niedowierzaniem. Gdy został znokautowany, wśród kibiców tłumnie zgromadzonych w kinach, restauracjach i barach Manili oraz innych miast zapadła cisza. Potem w internecie rozgorzała dyskusja na temat zakończenia przez boksera kariery.