Nie udał się Adamowi Nawałce debiut w roli trenera piłkarzy Lecha Poznań. W niedzielnym meczu 17. kolejki ekstraklasy Cracovia pokonała bowiem "Kolejorza" 1:0, dzięki bramce zdobytej przez Mateusza Wdowiaka.

Urodzony w Krakowie były selekcjoner reprezentacji Polski poprzednio prowadził klubowy zespół w ekstraklasie 28 października 2013 roku. Wówczas jego Górnik Zabrze przegrał z Cracovią 0:1. Tym razem było podobnie.

Nawałka, który kontrakt z Lechem podpisał w ubiegłą niedzielę, nie dokonał zmian w składzie w porównaniu z ostatnim, wygranym 2:1 meczem z Wisłą Płock. Dokonać musiał tylko dwóch korekt w obronie, gdy Robert Gumny jest kontuzjowany, a Thomas Rogne chory. Ich miejsce zajęli Marcin Wasilewski i Nikola Vujadinovic.

Poznaniacy wyszli na boisko w bojowych nastrojach i już w 3. minucie mogli objąć prowadzenie. Kamil Joźwik podał przed bramkę do Christiana Gytkjaera. Duńczyk nie zdołał się jednak dobrze złożyć się do strzału i posłał piłkę nad poprzeczką. Cracovia nie zamierzała oddać pola rywalowi, grała odważnie, z odpowiednią dozą agresji i to ona zaczęła stwarzać groźniejsze sytuacje.

W 11. minucie Damian Dąbrowski podał do Ołeksija Dytiatjewa. Ukrainiec był sam przed Jasminem Brucem, ale nie zdołał trafić w bramkę z kilku metrów. Sześć minut później Mateusz Wdowiak ruszył do zagranej z głębi pola piłki, zdołał uprzedzić Bruica, lecz jego strzał okazał się minimalnie niecelny. Lech odpowiedział dobrym, ale minimalnie chybionym, strzałem Darko Jevtica z rzutu wolnego.

Potem znowu lepsze wrażenie sprawiali miejscowi. W 38. minucie przed znakomitą szansą stanął Cronela Rapa, który w tym meczu został ustawiony na prawym skrzydle. Rumun dostał podanie od Javiego Hernandeza, lecz nie zdołał pokonać Buroica, gdyż bramkarz Lecha dobrze skrócił mu kąt i odbił piłkę, która przeleciała wzdłuż bramki na rzut rożny.

W 55. minucie było już 1:0 dla "Pasów". Tym razem prostopadłe podanie Janusz Gola do Wdowiaka było precyzyjniejsze. Skrzydłowy Cracovii dobrze przyjął piłkę i w sytuacji sam na sam z Burcem popisał się precyzyjnym strzałem.

Strata gola nie poderwała Lecha do aktywniejszej gry. Nadal inicjatywa należała do miejscowych. Na groźniejszą akcję Lecha trzeba było czekać do 65. minuty, gdy Gytkjaer z 10 metrów trafił w dobrze ustawionego Michal Peskovica.

Dopiero samej końcówce goście nieco przysnęli i w doliczonym czasie gry mogli uratować jeden punkt. Peskovic obronił jednak strzał głową Gytkjaera z kilku metrów, a dobitka Pawła Tomczyka okazała się niecelna. 

(az)