Polscy piłkarze ręczni pokonali Rosję 26:25 w swoim trzecim meczu grupy D mistrzostw świata, które są rozgrywane w Katarze. W piątek biało-czerwoni ulegli Niemcom 26:29, a w niedzielę pokonali Argentynę 24:23.

Polska: Sławomir Szmal, Piotr Wyszomirski - Andrzej Rojewski 6, Bartosz Jurecki 4, Michał Jurecki 3, Karol Bielecki 3, Krzysztof Lijewski 3, Adam Wiśniewski 3, Mariusz Jurkiewicz 2, Przemysław Krajewski 1, Robert Orzechowski 1, Piotr Grabarczyk, Kamil Syprzak, Michał Daszek, Michał Szyba.

Rosja: Wadim Bogdanow, Igor Lewszyn - Danił Szyszkariew 7, Siergiej Gorbok 6,  Aleksander Deriewień 4, Konstantin Igropulo 4, Timur Dibirow 2, Dmitrij Żytnikow 1, Michaił Czipurin 1, Aleksander Pyszkin, Dmitrij Kowaliew, Jegor Jewdokimow, Oleg Skopincew, Paweł Atman, Siergiej Kudinow.

Początek meczu nie należał do biało-czerwonych. Podobnie jak w swoich najgorszych pojedynkach, przespali oni pierwsze minuty i po dziewięciu przegrywali 1:5. Popełniali proste błędy techniczne, łącznie z krokami, i oddawali łatwe do rozszyfrowania rzuty.

Minutę później odblokował się Andrzej Rojewski. Po jego dwóch trafieniach i jednym Przemysława Krajewskiego już w 11. min było 4:5, a w 15. do wyrównania 6:6 doprowadził Michał Jurkiewicz.

Potem nastąpiła seria kardynalnych pomyłek polskiego zespołu. Zaczęło się od niewykorzystanego karnego przez Bartosza Jureckiego, a następnie gubiono piłkę w wydawało się stuprocentowych sytuacjach do zdobycia gola. W efekcie to rywale strzelili dwa gole. Mogli więcej, ale trudną do pokonania zaporą był bramkarz Piotr Wyszomirski. Po drugiej stronie niewiele gorzej spisywał się Wadim Bogdanow i gole nie padały zbyt często.

Polacy ponownie zdołali wyrównać na 8:8. I tak dalej toczyła się gra, niezbyt porywająca w wykonaniu obu ekip. Liczba pomyłek w tym meczu przekraczała chyba dość znacznie średnią z mistrzostw świata. Mimo że na hali było słychać jedynie doping polskich kibiców ich pupile przed przerwą ani razu nie objęli prowadzenia i do szatni schodzili przegrywając 12:13.

W drugiej połowie na rozegraniu pojawił się Karol Bielecki, ale nie zmieniło to obrazu gry, która toczyła się gol za gol. Jak na ironię, biało-czerwoni po raz pierwszy wyszli na prowadzenie 17:16, gdy grali w osłabieniu (gol Rojewskiego w 38. min). Jednak kolejna kara kosztowała dwie stracone bramki, potem jeszcze jedną i znów Polacy przegrywali 17:19.

Ponownie wyrównali za sprawą Bartosza Jureckiego i Rojewskiego. Żadna ze stron nadal nie mogła uzyskać większej przewagi i szykowała się nerwowa końcówka.

11 minut przed końcem, przy stanie 21:22, w polskiej bramce pojawił się kapitan zespołu Sławomir Szmal. Rojewski poszedł na dwie minuty kary i Rosjanie dodali kolejnego gola. Sytuacja stawała się coraz trudniejsza, zwłaszcza że rywale wykorzystali niecelne podanie Bieleckiego i w 52. min zrobiło się 21:24.

Za chwilę Michał Jurecki w sytuacji sam na sam rzucił nad poprzeczką, na szczęście w następnej akcji Wiśniewski trafił na 23:24, ale już gola Bartosza Jureckiego sędziowie nie uznali. Dzięki Szmalowi i obronie biało-czerwonych, Michał Jurecki zdołał wyrównać na cztery minuty przed ostatnią syreną, ale w odpowiedzi sędziowie podyktowali przeciwko Polakom karnego i posłali zawodnika na karę.

Gdy drużyna grała w osłabieniu, Bielecki zdecydował się na rzut - był udany. Na dwie minuty przed końcem Polacy byli przy piłce, a tablica pokazywała wynik 25:25. Tym razem to Rosjanin usiadł na ławkę kar, a Wiśniewski zdobył gola ze skrzydła.

50 sekund przed końcem rosyjski trener poprosił o czas. Polacy wygrywali 26:25. Szmal obronił rzut rywala i 10 s przed końcem to Michael Biegler poprosił o przerwę. W tym momencie decydowały się losy dwóch punktów. Polacy utrzymali prowadzenie do końca i wygrali 26:25.

(mpw)