"To, co zrobiła Legia w meczu z Realem zaskoczyło cały piłkarski świat, ale będziemy dobrze przygotowani do wtorkowego meczu" - mówi Łukasz Piszczek w rozmowie z RMF FM. Obrońca reprezentacji Polski i Borussii Dortmund opisuje co sprawia, że jest aż tak związany ze swoim klubem, dlaczego nie zamierza się ruszać z Dortmundu, a także kogo wyróżniłby ze składu Legii.

"To, co zrobiła Legia w meczu z Realem zaskoczyło cały piłkarski świat, ale będziemy dobrze przygotowani do wtorkowego meczu" - mówi Łukasz Piszczek w rozmowie z RMF FM. Obrońca reprezentacji Polski i Borussii Dortmund opisuje co sprawia, że jest aż tak związany ze swoim klubem, dlaczego nie zamierza się ruszać z Dortmundu, a także kogo wyróżniłby ze składu Legii.
David Alaba i Łukasz Piszczek /PAP/EPA/BERND THISSEN /PAP/EPA

Jan Kałucki: Fani rock’n’rolla nie wyobrażają sobie zespołu The Rolling Stones bez Micka Jaggera, a kibice z Dortmundu nie wyobrażają sobie Borussii bez Łukasza Piszczka. Jak odbierasz tego typu opinie? Czuje się pan trochę jak gwiazda BVB?

Łukasz Piszczek: Na wstępie dziękuję, ale nie. Zdecydowanie nie. Myślę, że jeśli zapytalibyśmy o jakiegokolwiek innego zawodnika Borussii, to nasi fani mieliby bardzo podobne zdanie. Dlatego bardzo spokojnie do tego podchodzę.

Bał się pan trochę tej rewolucji pokoleniowej, którą przeprowadził Thomas Tuchel? Po Euro 2016 pięciu zawodników odeszło, ośmiu przyszło, a na pana pozycji przez chwilę grał 18-letni Felix Passlack.

Nie, nie bałem się. Wiedziałem jakie trener ma plany wobec mnie. Wiedziałem, że po mistrzostwach Europy da mi więcej czasu, żeby wrócić do dyspozycji po urlopie - takie było założenie. Felix wskoczył do składu, ale nie dlatego, że ma piękne oczy, tylko dlatego, że potrafi znakomicie grać w pikę. Obojętnie kto u nas nie wejdzie do pierwszego składu, to pokazuje, że ma w sobie jakość.

W lutym mówił pan, że chce w Dortmundzie zakończyć karierę. To aktualne?

Tak, zdecydowanie!

A telefon od czasu do czasu dzwoni od potencjalnego nowego pracodawcy? Czy może jest tak, że nawet go pan nie odbiera, bo wszyscy doskonale wiedzą że będzie pan na Signal Iduna Park grał co najmniej do 2018 roku?

Nikt do mnie nie dzwoni, więc nie mam takich problemów.

A może to też dlatego, że skoro odmówił pan samemu Jose Mourihno, inni menadżerowie wiedzą, że nie ma sensu pana namawiać.

Osobiście mu nigdy nie odmówiłem. Niewykluczone, że to klub nie zgodził się na taki transfer, ale nigdy się w to nie zagłębiałem. Wiem jedynie, że pan Hans-Joachim Watzke (dyrektor wykonawczy Borussii Dortmund - przyp. red.) kiedyś po meczu w Berlinie powiedział, że Jose Mourihno był na meczu i kazał przekazać, że byłem jedynym piłkarzem, który mu odmówił. Podejrzewam, że to było powiedziane z lekkim przekąsem, ale musiało być coś na rzeczy.

Ale jak czyta pan informacje, że Łukaszem Piszczkiem interesuje się m.in. FC Barcelona - miło się robi na sercu czy denerwuje, bo jak na razie Dortmund to jest pana miejsce?

Czemu miałoby mnie to denerwować? Jeśli rzeczywiście jest takie zainteresowanie, to traktuje to jako wielką nobilitację. Ja jednak jestem w Borussii, czuje się tu bardzo dobrze i nie zamierzam nic zmieniać.

Co jest takiego fajnego w Dortmundzie? Ludzie, klimat, mentalność?

Myślę, że jak był pan na meczu, to odpowiedź jest oczywista. Atmosfera jest niepowtarzalna, a podczas meczu z Bayernem Monachium doping był rewelacyjny. Wrócę może do jednej sytuacji, gdzie graliśmy u siebie mecz Pucharu Niemiec z Unionem Berlin. Po regulaminowym czasie był remis 1:1 i o wszystkim miały zdecydować rzuty karne. Jak mam być szczery - nie chciałbym być zawodnikiem Unionu. Kiedy zawodnik gości miał wykonać jedenastkę w kierunku Sudtribune (południowa trybuna zajmowana przez najbardziej fanatycznych kibiców BVB - przyp. red.) to atmosfera przypominała sytuację podczas meczu koszykówki, gdzie zawodnik musi wykonać rzut osobisty. Za bramką siedziało 30 tysięcy kibiców, więc można sobie tylko wyobrazić, co się wtedy działo, jak głośny był gwizd!

Chodziło mi bardziej o samo miasto, bo bardzo się z nim pan związał.

Nie ma co ukrywać, że w Dortmundzie wszystko się kręci wokół Borussii. Jest to miasto, które żyje piłką, a Borussia jest sercem tego miasta. W klubie też jest taka rodzinna atmosfera. To mi bardzo odpowiada i dlatego tak dobrze się tu czuję

Ale ziemniaki cały czas przywozi pan z Polski?

Niekoniecznie. Rzeczywiście, jak grałem w Hercie Berlin, to się zdarzało, ale teraz mieszkam trochę dalej i do samolotu ich nie zabieram.

Wróćmy do kwestii czysto sportowych - wygraliście z Bayernem pierwszy raz od 4,5 roku. Było huczne świętowanie?

Prawdę powiedziawszy - nie. Cieszymy się, że wreszcie udało się wygrać z Bayernem, ale po tym spotkaniu przyszedł czas na regenerację i treningi. Czas na Ligę Mistrzów.

Na właśnie - Liga Mistrzów, która u każdego piłkarza wyzwala olbrzymie emocje. Czy mecz z Legią Warszawa w Champions League jest porównywalny do ligowego spotkania z aktualnym mistrzem Niemiec?

Mecz z Bayernem jest całkiem inną historią. Mecz w Lidze Mistrzów jest zawsze czymś wyjątkowym. Niezależnie od tego z jakim rywalem się gra. Zawsze jak stoję na murawie i słyszę hymn Champions League, to przechodzą mnie ciarki po plecach. Dlatego cieszę się, że po roku przerwy gramy w Lidze Mistrzów i mamy zapewnioną grę w kolejnej rundzie. Teraz walczymy o zajęcie pierwszego miejsca w grupie, ale aby to osiągnąć musimy na początku wygrać z Legią.

Był pan mocno zaskoczony, gdy dowiedział się, że Legia zremisowała z Realem Madryt? Ta sama Legia, którą bez większych problemów pokonaliście 6:0?

Myślę, że to nie było zaskoczenie tylko dla mnie, ale dla całego świata piłkarskiego. To naprawdę wielka historia - mistrz Polski wygrywa z gigantem jakim jest Real Madryt. Legia po zmianie trenera gra zdecydowanie lepiej i wieczorem nie będzie nam łatwo.

Bo w Warszawie było chyba aż za łatwo. 6:0.

Wtedy Legia była w ciężkim momencie. Widać było, że coś w tej drużynie nie gra. Po zmianie trenera gra zdecydowanie lepiej, co się przełożyło na wyniki w lidze. Nasz sztab na pewno dobrze się przygotuje do tego meczu i wymyśli konkretną taktykę na to, aby pokonać mistrza Polski.

Wymienił pan na ostatnim zgrupowaniu reprezentacji Polski jakieś uwagi z Legionistami?

Nie bardzo. Mieliśmy kilka tematów związanych z reprezentacją i naszym meczem z Rumunią. Po spotkaniu w Bukareszcie od razu wyjechałem i nie było okazji.

A może pan wyróżnić jakiegoś piłkarza Legii? Ostatnio prawdziwą furorę na Łazienkowskiej robi Vadis Odjidja-Ofoe.

Oczywiście Radović, który strzela gole. Niewykluczone, że jeśli zagra na lewej stronie, będę musiał się z nim zmierzyć. Ale jeśli chodzi o Odjidję-Ofoe, to jest zupełnie inny piłkarz w porównaniu z tym, jakiego go pamiętamy w Warszawie. To jest inny poziom pod względem przygotowania fizycznego. Ale to jest jedyny zawodnik, na którego trzeba zwrócić uwagę w Legii... Jest Bartek Bereszyński na prawej obronie.... To nie będzie taki łatwy mecz, jaki okazał się w Warszawie, ale mogę zagwarantować, że będziemy dobrze przygotowani. Chcemy rozegrać dobry mecz i sprawić, aby to Legia się martwiła, a nie my.

Ostatnio trener Tuchel gra z trzema środkowymi obrońcami oraz wysoko ustawionymi bocznymi defensorami. Wiadomo - zwycięzców się nie sądzi. Tego typu taktyka sprawiła, że Borussia wygrała z HSV i Bayernem. Jak pan się czuje w trochę nowej roli?

Dużo już razy graliśmy w tym ustawieniu. W poprzednim sezonie też wiele razy było trzech obrońców. Dla mnie naprawdę nie ma różnicy czy gram w środku, czy na zewnątrz. Ważne, że trener Tuchel mi ufa i wie, na co mnie stać.

A na co stać Borussię w tym sezonie? Potraficie grać porywająco, ale zdarzały się spotkania gdzie mówiąc w dużym cudzysłowie usypialiście kibiców. Szczególnie na początku sezonu widać było, że trener Tuchel szuka tej równowagi. Czy już można powiedzieć, że ją znalazł?

Jak pan wspomniał, przed sezonem przyszło do nas aż ośmiu nowych zawodników i to nie jest łatwe, aby stworzyć z tego ponownie bardzo dobrze rozumiejący się kolektyw. Do tego dochodzi to, że ci zawodnicy pochodzą z różnych krajów, co w tej całej układance nie jest bez znaczenia. Początek rundy był zachwycająco dobry. Nawet ja byłem zaskoczony. Później przyszły jednak kontuzje i to wiązało się z tym, że nasza gra jednak się załamała i nie osiągaliśmy tak dobrych wyników. Na szczęście, po tej przerwie reprezentacyjnej, zawodnicy wracają do zdrowia i nasza jakość w drużynie automatycznie się podnosi. Dodatkowo trener będzie miał większy wybór jeśli chodzi o wybieranie pierwszej jedenastki. To wiąże się z konkurencją na treningach i na pewno jakość drużyny się podnosi.

To nie jest dobra wiadomość dla Legii.

To już nie mnie oceniać.