Ratownicy TOPR przez całą noc poszukiwali dwóch turystek, które partnerzy pozostawili w górach. Nie miały ani latarek, ani sprzętu do turystyki zimowej. Nie można się było także z nimi połączyć telefonicznie. Ratownicy znaleźli je dopiero po 3:00 w nocy pod Przełęczą Krzyżne.

Dopiero o godz. 6:30 zakończyła się trwająca całą noc wyprawa ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego po dwie turystki. Kobiety zaginęły w rejonie przełęczy Krzyżne w Tatrach Wysokich.

Zaczęło się od telefonu, jaki wczoraj późnym wieczorem odebrał dyżurny w centrali TOPR. Dzwonił mężczyzna ze schroniska w Pięciu Stawach Polskich. Poinformował, że w trakcie wycieczki z Kuźnic przez Halę Gąsienicową, przełęcz Krzyżne wraz z kolegą zostawili w górach dwie partnerki. Jak powiedział, z racji prawdopodobnie słabszej kondycji pokonywały one wybraną trasę dużo wolniej niż oni.

Okazało się, że mimo kilku prób nie udało się nawiązać kontaktu telefonicznego z kobietami. Nie wiadomo więc było, gdzie dokładnie się znajdują.

Z rozmowy z osobą dzwoniącą wynikało, że zaginione turystki nie mają ani sprzętu zimowego, ani żadnego dodatkowego źródła światła.

Na ich poszukiwania z centrali wyruszyły trzy grupy ratowników z zadaniem przeszukania szlaku Murowaniec- Krzyżne oraz dolina Pięciu Stawów Polskich - Krzyżne.

Dopiero ok. 3:00 nad ranem ratownicy natrafili na turystki w Pańszczyckiej Kolebie pod przełęczą Krzyżne.

Po ogrzaniu sprowadzono kobiety do schroniska Murowaniec i dalej samochodem zwieziono do Zakopanego.

Ratownik dyżurny TOPR Tomasz Wojciechowski mówi o zachowaniu turystów "nieodpowiedzialne i mało koleżeńskie".

Też chcielibyśmy to wiedzieć, jak to się stało, że dwie turystki poszły z dwoma dżentelmenami w góry, po czym turystki zostały w górach, a dżentelmeni doszli do schroniska. To dla nas zagadka: w góry idą cztery osoby, po czym silniejsi idą dalej, słabsi zostają z tyłu. Na szczęście, nic złego się nie wydarzyło - powiedział reporterowi RMF FN Wojciechowski.