1,6 mln zł - taką łączną kwotę zadośćuczynienia zarządził poznański sąd okręgowy na rzecz rodziny Anny K. Kobieta zmarła w 2019 roku przez błąd pielęgniarki w tzw. klinice medycyny naturalnej w Poznaniu. Miała 36 lat.

Do tragedii doszło w styczniu 2019 roku. Anna K. przebywała w tzw. klinice medycyny naturalnej w Poznaniu. Położna Lucyna P., pełniąca w tym dniu obowiązki pielęgniarki w klinice, popełniła błąd i podała pacjentce złą dawkę leku. 36-latka zmarła. Osierociła 8-miesięczne bliźnięta.

Rodzina zmarłej domagała się zadośćuczynienia za śmierć kobiety - pozwanymi w sprawie były zarówno Lucyna P., jak i klinika. Kwota zadośćuczynienia, jakiej domagali się powodowie, wynosiła łącznie 1,8 mln zł, czyli po 600 tys. zł dla męża zmarłej i każdego z dzieci, a także comiesięcznej renty dla dzieci.

Sąd okręgowy zasądził zadośćuczynienie na rzecz męża zmarłej w kwocie 400 tys. zł - z zastrzeżeniem, że kwota 200 tys. zł ma zostać zapłacona solidarnie przez klinikę i pozwaną pielęgniarkę, zaś kolejne 200 tys. zł przez klinikę. W odniesieniu do dzieci Anny K., zasądził na rzecz każdego z nich - po 600 tys. zł - także z zastrzeżeniem odnośnie kwoty zasądzonej dla każdego z dzieci - że kwota 300 tys. zł zapłacona ma zostać solidarnie przez klinikę i pozwaną pielęgniarkę, zaś kolejne 300 tys. zł przez klinikę.

Sąd zasądził na rzecz dzieci comiesięczną rentę w wysokości tysiąca zł na każde z nich. W odniesieniu do kwot renty, sąd przyjął analogiczne zastrzeżenie, że połowa kwoty ma zostać zapłacona solidarnie przez klinikę i pozwaną pielęgniarkę, zaś druga połowa przez pozwaną klinikę.

Sąd podkreślił, że pozwana klinika nie zajęła stanowiska w sprawie, mimo że korespondencja była doręczona na adres, który cały czas widnieje w KRS. W związku z tym, orzeczenie w stosunku do pozwanej kliniki jest wyrokiem zaocznym. Ponadto wyrokowi w zakresie odpowiedzialności kliniki sąd nadał rygor natychmiastowej wykonalności.

Sąd nie miał wątpliwości co do winy pielęgniarki

Sędzia Ewa Pijańska przypomniała w uzasadnieniu orzeczenia, że do śmierci młodej kobiety doszło na skutek błędu popełnianego przez Lucynę P., która wykonywała usługi na zlecenie kliniki. Wskazała, że wina pielęgniarki nie budzi wątpliwości, gdyż została już stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu.

Sędzia zaznaczyła, że pozwana klinika odpowiadała za działania Lucyny P., której zleciła wykonywanie określonych czynności. Ponadto zdaniem sądu w klinice "procedury wewnętrzne, które były tam ustalone, już same w sobie nie były bezpieczne".

Spółka zajmowała się proponowaniem tzw. leczenia naturalnego, alternatywnego, preparatami, które nie są zbadane naukowo, nie są dopuszczone jako środki, które są podawane według jakichś procedur medycznych. One oczywiście w odpowiednim stężeniu nie są szkodliwe i podawanie ich wówczas nie jest nielegalne, natomiast procedura przygotowywania tych roztworów, które następnie były podawane dożylnie pacjentom, sama w sobie nie była bezpieczna - mówiła sędzia.

Co pielęgniarka podała Annie K.?

Przypomniała, że Annie K. podano roztwór perhydrolu, czyli tzw. wodę utlenioną w stężeniu wielokrotnie przekraczającym zaleconą dawkę. Jak mówiła sędzia, dawka zalecona byłaby bezpieczna, choć - jak wskazała - "terapeutyczne działanie tego roztworu nie jest w żaden sposób naukowo potwierdzone, natomiast dla zdrowia byłaby taka dawka bezpieczna". Dodała, że Lucyna P. przygotowując ten roztwór "nie stosowała się do instrukcji, która obowiązywała w tej spółce, tylko przez nieuwagę, na skutek zaniedbania przygotowała roztwór, który okazał się dawką śmiertelną".

Sędzia zaznaczyła także, że Lucyna P. nie poinformowała ratowników, którzy przyjechali na wezwanie, o tym, że Annie K. podano właśnie ten preparat, co spowodowało, że personel szpitala nie mógł podjąć czynności, żeby chociażby próbować zapobiec śmierci pacjentki.

Jeżeli chodzi o zadośćuczynienie, to powództwo małoletnich powodów zostało uwzględnione w całości. Kwota 600 tys. zł, której się domagali, jest kwotą wysoką, ale jest kwotą adekwatną do rozmiaru krzywdy, które te dzieci doznały i skutków w ich życiu, z którymi będą się najprawdopodobniej borykać, które już na trwałe wywołały skutki w ich psychice - mówiła sędzia.

Odnosząc się do kwoty zasądzonej na rzecz męża zmarłej podkreśliła, że doznał on również ogromnej krzywdy, niemniej "sąd w tym przypadku przyznał kwotę 400 tys. zł też mając na względzie (...), że inne są też możliwości osoby dorosłej radzenia sobie z taką żałobą, a inne są tych małoletnich dzieci".

Wyrok wydany przez Sąd Okręgowy w Poznaniu nie jest prawomocny.

"Żadne pieniądze nie wrócą życia"

Pełnomocnik rodziny zmarłej kobiety adw. Krzysztof Szczepański powiedział mediom po ogłoszeniu orzeczenia, że "trudno mówić, że wyrok jest satysfakcjonujący w sytuacji, kiedy żona i matka moich klientów nie żyje, a żadne pieniądze jej tego życia nie wrócą".

Niewątpliwie jest to jednak wyrok zadowalający z punktu widzenia tego, że sąd w całości uwzględnił żądanie zadośćuczynienia w zakresie małoletnich (...). Na ten moment, bez rozmowy z klientem, mogę powiedzieć, że jest to wyrok w naszej ocenie na pewno sprawiedliwy - podkreślił.

Dodał, że do tej pory "zasądzona tytułem zabezpieczenia renta dla dzieci była ściągana od pani pielęgniarki, natomiast egzekucja przeciwko spółce była i jest cały czas bezskuteczna".

Dodał, że "formalnie spółka działa, formalnie jest wpisana w KRS, formalnie nawet korespondencja tam dociera. Szyldów nie ma, natomiast wedle oficjalnych rejestrów ta spółka istnieje". Wskazał też, że "prawo przewiduje, że w tej sytuacji odpowiedzialność za zobowiązania spółki ponosi zarząd. W KRS jest ten zarząd wpisany z imienia i nazwiska, więc ta pani będzie przez nas pociągana do odpowiedzialności".

Adwokat pielęgniarki twierdzi, że zasądzone zadośćuczynienie przekracza jej możliwości finansowe

Lucyna P. jest obecnie na emeryturze. Opiekuje się też dorosłą córką ze znacznym stopniem niepełnosprawności. Pełnomocnik kobiety adw. Stanisław Rurek powiedział mediom, że zna sytuację materialną swojej klientki i wie, "że to zadośćuczynienie, które zostało zasądzone, przekracza jej możliwości finansowe". Sąd zdawał sobie z tego sprawę, ale też był związany wnioskiem strony powodowej - dodał.

Adwokat pytany o kwestię ewentualnej apelacji od tego orzeczenia, powiedział, że już wcześniej rozmawiał na ten temat ze swoją klientką. Ustaliliśmy, że zdajemy się na to, co sąd postanowi"- powiedział.

Na podstawie tego uzasadnienia, które padło, uważam w chwili obecnej, że apelacja byłaby bezskuteczna. Tym niemniej pani jest moją mandantką, wymienię uwagi i to ona podejmie ostateczną decyzję - podkreślił.

Dodał, że jego klientka konsekwencje i odpowiedzialność swojego czynu "ponosi cały czas od momentu, kiedy sąd wydał postanowienie o zabezpieczeniu. Wszystko to, co możliwe było do zabrania z jej emerytury, jest konsekwentnie zabierane. Na dzień dzisiejszy ma 995 zł na rękę do tego, żeby przeżyć, dla siebie".

Dodał, że stan zdrowia jego klientki nie pozwala na to, by choćby rozważała możliwość jakiejkolwiek pracy.

W 2021 roku poznański sąd uznał Lucynę P. winną narażenia pacjentki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz nieumyślne spowodowanie jej śmierci. Oskarżona wnioskowała o dobrowolne poddanie się karze. Wyrokiem sądu kobieta została skazana na karę 1 roku i 6 miesięcy więzienia. Sąd orzekł także nawiązkę wobec oskarżyciela posiłkowego w wysokości 10 tys. zł oraz zakaz wykonywania zawodu pielęgniarki na 3 lata.