Kolejne zapadlisko powstało w małopolskiej Trzebini. Dziura w ziemi o głębokości półtora metra pojawiła się na terenie ogródków działkowych. Obszar ten jest zamknięty, obowiązuje tam zakaz wejścia.

Ziemia ponownie zapadła się na ogródkach działkowych w Trzebini. Dziura ma średnicę ok. 2 metrów, głębokość ok. 1,5 metra.

Jak informuje rzecznik prasowy małopolskiej PSP Hubert Ciepły, nie ma zagrożenia dla budynków.

Zgłoszenie w tej sprawie strażacy otrzymali przed godz. 10. Teren jest zabezpieczany.

Jest to południowy teren ogródków działkowych w rejonie ul. Jana Pawła II. Teren jest zamknięty na kłódkę, nikt tu nie ma wstępu - powiedziała rzeczniczka Urzędu Miasta Trzebinia Anna Jarguz.

Obszar ten został zamknięty 25 lutego po tym, jak ziemia zapadła się pod budynkiem gospodarczym. Wcześniej o zakazie wstępu informowały tablice ostrzegawcze, zakaz jednak - jak powiedziała rzeczniczka - nie był respektowany.

Co mówią eksperci?

15 lutego w Trzebini odbyło się spotkanie, na którym zaprezentowano oficjalne wyniki badań, prowadzonych w mieście na zlecenie Spółki Restrukturyzacji Kopalń. Mieszkańców miasta poinformowano wtedy m.in., które lokalizacje są najbardziej zagrożone powstawaniem kolejnych zapadlisk. 

Wytypowane przez ekspertów strefy największego zagrożenia zapadliskami to południowa część cmentarza przy ul. Jana Pawła II w Trzebini, południowa część ogródków działkowych przy tej ulicy, a także boisko przy ul. Grunwaldzkiej i rejon ul. Górniczej.

Prace uzdatniające są już prowadzone w pobliżu garaży i terenów leśnych na osiedlu Gaj. Potrwają ok. 20 tygodni. Prace trwają też przy dwóch posesjach (nr 3 i 5) przy ul. Górniczej. Zamknięty został teren cmentarza parafialnego.

Dlaczego w Trzebini powstają zapadliska?

Zapadliska powstające w Trzebini to szkody pogórnicze spowodowane przez dawną kopalnię węgla kamiennego "Siersza" działającą w tym mieście od połowy XIX wieku. W latach 1999-2001 kopalnia zakończyła działalność. Na początku eksploatacja prowadzona była płytko, na głębokości 20-25 metrów. Potem podziemne chodniki schodziły coraz niżej. 

Likwidatorzy zakładali, że pozostałe po eksploatacji pustki wypełni woda. Z biegiem czasu woda zaczęła podchodzić coraz bliżej powierzchni ziemi.