Robert J. usłyszał wyrok dożywotniego więzienia. Został uznany winnym zabójstwa studentki z Krakowa Katarzyny Z. Taki wyrok zapadł w sądzie okręgowym. Mężczyzna odpowiadał za brutalne zabójstwo młodej kobiety, której fragmenty skóry i ciała pod koniec lat 90. wyłowiono z Wisły. Został zatrzymany pięć lat temu. Od tego momentu przebywał w areszcie.

Robert J. wysłuchał środowego wyroku na sali rozpraw. Była tam też obecna matka zamordowanej dziewczyny. Kobieta była oskarżycielką posiłkową w sprawie.

Uzasadnienie do wyroku było niejawne, mimo że obrońca oskarżonego chciał, by przedstawiciele mediów mogli być obecni również na tej części rozprawy.

Obrona oskarżonego nie zgodziła się również z samym wyrokiem i już zapowiedziała złożenie apelacji. Adwokat Łukasz Chojniak skomentował w rozmowie z dziennikarzami, że decyzja sądu pierwszej instancji oznacza tylko tyle, iż "wyrok uniewinniający w tej sprawie odsuwa się w czasie".

"Wyrok nie jest prawomocny i ustne motywy - o których niestety nie możemy rozmawiać - ani mnie, ani mojego klienta nie przekonują. Boleję, że w tej sprawie jawność jest wyłączona" - przyznał.

Sprawy nie chciał komentować prok. Piotr Krupiński z Małopolskiego Wydziału Prokuratury Krajowej, który tłumaczył swoje stanowisko faktem, że proces toczył się za zamkniętymi drzwiami.

"Sprawa ma wyłączoną jawność i nie można ujawniać żadnych okoliczności, również merytorycznych, związanych z wyłączeniem jawności" - wskazał w rozmowie z dziennikarzami.

"Dla matki ten wyrok był oczekiwany"

Dla rodziny zamordowanej środowy wyrok - jak powiedział z kolei adwokat reprezentujący matkę zamordowanej - był bardzo oczekiwany.

"Trudno znaleźć określenie na to, jak rodzina (go) przyjęła. Na pewno był to wyrok bardzo oczekiwany, dlatego, że matka chce przede wszystkim zakończenia tej sprawy. Ona żyje w stanie niepewności przez ponad 20 lat" - przyznał. Zdaniem pełnomocnika cała sprawa - a w konsekwencji dotyczący jej proces - była trudna i nietypowa. "Materiał dowodowy w dużej mierze opierał się na stworzeniu pewnego portretu psychologicznego i pewnej analizie poszlak, które dopiero później były ilustrowane dowodami" - podsumował.

Historia brutalnego zabójstwa

Wyrok miał zapaść w połowie lipca, ale sąd wyznaczył kolejne terminy rozpraw. Sprawa brutalnego zabójstwa studentki z Krakowa była nazywana jedną z największych zagadek polskiej kryminalistyki.

Akt oskarżenia w tej sprawie liczył cztery tomy. To około 800 stron. Natomiast akta sprawy to niemal 500 tomów.

Rozpoczęcie procesu stanowiło finał wielowątkowego śledztwa prowadzonego m.in. przez policjantów z Archiwum X. W poszukiwanie zabójcy zaangażowanych było wielu polskich i zagranicznych ekspertów.



Według ustaleń śledczych Robert J. miał popełnić zbrodnię z powodu zaburzeń preferencji seksualnych o cechach sadystycznych i fetyszystycznych.

Miał stosować przemoc, pozbawić ofiarę wolności, podawać określone związki chemiczne, m.in. leki przeciwpsychotyczne i przeciwlękowe. Młodą kobietę - według aktu oskarżenia - więził, maltretował fizycznie i psychicznie. Ciało rozkawałkował i wrzucił do rzeki. Tożsamość ofiary ustalono dzięki badaniom genetycznym.

W październiku 2017 roku Robert J. został zatrzymany na krakowskim Kazimierzu. Nie przyznał się do winy. Według śledczych, złożył obszerne wyjaśnienia, ale odmówił odpowiedzi na niektóre pytania.

Makabryczna historia, którą interesowała się cała Polska

Katarzyna Z. zaginęła w listopadzie 1998 roku. Nie przyszła na spotkanie z matką, z którą umówiła się w Nowej Hucie po zajęciach na uczelni. Poszukiwania dziewczyny nie przyniosły rezultatu.

W styczniu 1999 roku z Wisły wyłowiono gorset wykonany z ludzkiej skóry. Badania wykazały, że to szczątki zaginionej studentki religioznawstwa z Krakowa. Odnaleziono także fragment nogi.

Przez lata nie wiadomo było, kto popełnił makabryczną zbrodnię.

Co ustalono w trakcie śledztwa?

Według śledczych, mężczyzna prawdopodobnie poznał 23-latkę w okolicach Rynku Głównego. Pod koniec 1998 roku zaproponował jej wspólny wyjazd do domku na obrzeżach Krakowa, gdzie mogło dojść do zbrodni.

Po zatrzymaniu mężczyzny, dziennikarze RMF FM informowali, że bardzo dokładnie został przeszukany domek pod Krakowem. Rozebrano go na części, używano nawet georadaru - i nic nie znaleziono.

Roberta J. przebadano również wariografem. Wynik nie był jednoznaczny. Mimo to postawiono mu zarzut zabójstwa. Postępowanie w całości oparte było na poszlakach.

57-letni Robert J. to syn krakowskiego poety. Mieszkał na Kazimierzu. Był uważany przez sąsiadów za inteligentnego "dziwaka". Zdradzał  niepokojące zachowania, m.in. znęcał się nad zwierzętami. Prześladował także kobiety.