"Trzeba zagrać dobrze, odpowiedzialnie w defensywie, nie łapać głupich kar, lepiej grać w przewagach. Bramkarz - ktokolwiek będzie bronił - musi po prostu bronić perfekcyjnie" - mówi RMF FM Mariusz Czerkawski przed występem polskich hokeistów w turnieju prekwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich w Pjongczang, który w czwartek rozpocznie się w Budapeszcie. Ocenia, że najtrudniejszym przeciwnikiem biało-czerwonych będą Węgrzy, ale równocześnie zaznacza: "Jest realna szansa, żeby wygrać z gospodarzami, żeby sprawić miłą niespodziankę".

Maciej Jermakow, RMF FM: Jak Pan ocenia poziom trudności tej drogi do igrzysk? Trzeba wygrać ładnych kilka spotkań, by pojechać do Pjongczang. Będzie chyba trudno?

Mariusz Czerkawski: Absolutnie. To pokazuje również historia, przez ostatnie 24 lata nie byliśmy przecież na igrzyskach. To świadczy o tym, jak poziom hokeja podniósł się w Europie i na świecie, a my jednak nie do końca poszliśmy z tym trendem. Druga połowa lat 90. była przespana, później zaniedbane szkolenia młodzieży. No ale nadrabiamy zaległości, znowu jest nadzieja. Ten pierwszy krok trzeba zrobić.

Na turnieju w Budapeszcie Estonia, Litwa będą oczywiście groźnymi przeciwnikami, zdarzają się różne rzeczy, ale nie aż tak groźnymi jak Węgry. Z Węgrami czeka nas na pewno ciężki mecz, gramy u nich. I to będzie kluczowe spotkanie, by dostać szansę i grać później w tym gronie, z którego jedna z drużyn na pewno wystąpi na igrzyskach. Ale o tym możemy myśleć dopiero po turnieju w Budapeszcie.

Możemy powiedzieć, że pojawia się od kilku lat jakieś światełko w tunelu, że reprezentacja, polski hokej idzie teraz w dobrą stronę?

Myślę, że jeszcze sporo trzeba zrobić, żeby szło całkowicie w dobrą stronę. Reprezentacja, jej nastawienie, myślenie i potencjał - to, co może się wydarzyć w najbliższych 3-4 latach, w jakim kierunku możemy iść - napawa jakimś optymizmem. Przede wszystkim nastąpiła zmiana, kiedy trener Igor Zacharkin z Wiaczesławem Bykowem przejęli reprezentację, teraz kontynuuje to z powodzeniem Jacek Płachta. Szkoda, że brakło nam trochę do awansu na mistrzostwach świata w Krakowie, mam nadzieję, że uda się dalej walczyć o elitę w Katowicach.

A w Budapeszcie na pewno jest realna szansa, żeby wygrać z gospodarzami, żeby sprawić miłą niespodziankę i żeby to Węgrzy wracali do domu ze skwaszoną miną, a my byśmy mogli ciężką pracą, wolą walki i jednością w drużynie szykować się na ten decydujący turniej.

Czy ta jedność drużyny, prawdziwy zespół mogą być najważniejsze w meczu z Węgrami?

Na pewno potrzebujemy przełomu, żeby tą jedną, dwie bramki strzelić. Oczywiście strzelając jedną bramkę, ciężko czasami wygrać mecz, ostatnio w Krakowie przegraliśmy 1:2. Z drugiej strony trzeba zamurować drzwi do bramki. Trzeba zagrać dobrze, odpowiedzialnie w defensywie, nie łapać głupich kar, lepiej grać w przewagach. Bramkarz - ktokolwiek będzie bronił - musi po prostu bronić perfekcyjnie. Ale Węgrzy też zdają sobie z tego sprawę. Tutaj każdy musi wznieść się na wyżyny, żeby mieć szansę powalczyć później w tym decydującym turnieju za kilka miesięcy.