"Początek sezonu w wykonaniu Justyny Kowalczyk jest bardzo dobry. Jestem spokojny o jej wynik w Soczi. Justyna i trener Wierietielny są niezwykle doświadczeni. Wiedzą, co robią" - mówi w rozmowie z RMF FM profesor Szymon Krasicki z Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie. Wyjaśnia też, skąd bierze się ból piszczeli u naszej zawodniczki. "Z tym można walczyć, ale do pewnego stopnia. Ona z tym problemem zmaga się od lat. Podziwiam ją" - podkreśla. I zaznacza, że gdyby nie ambicja, pracowitość - Polka nie odnosiłaby tylu sukcesów.

RMF FM: Panie profesorze, inauguracja Pucharu Świata za nami. Trzy starty w Kuusamo i czwarte miejsce Justyny Kowalczyk w Ruka Triple. To dobry wynik na początek sezonu?

Profesor Szymon Krasicki, Akademia Wychowania Fizycznego w Krakowie: Myślę, że nie tylko dobry. Bardzo dobry! Bo nie tyle 4 miejsce, ale dwa pierwsze biegi rozgrywane techniką klasyczną, gdzie Justyna wygrywa z najlepszymi Norweżkami, to wskazuje, że Justyna jest w wysokiej formie. Jak przypomnimy sobie pierwsze starty z lat poprzednich, to Justyna była zawsze z tyłu. Gdyby w tym roku, pierwszy bieg był rozgrywany łyżwą, Justyna też byłaby daleko. Justyna jest tego typu zawodniczką, że ona powoli się rozkręca. W miarę startów coraz lepiej wypada. Trener Wierietielny powiedział, że Justyna w wysokiej formie będzie dopiero po Tour de Ski. Część zawodniczek wysiada, na tym etapie jest przemęczona. Justyna po Tour de Ski potrzebuje kilku, kilkunastu dni spokojnego treningu i jest w wysokiej formie.

Jak na ten początek sezonu wpłynął fakt, że Puchar Świata rozpoczął się trochę później. Dla niej to lepiej?

Tak, zdecydowanie lepiej, że nieco później. I zdecydowanie lepiej złożyło się dla Justyny, że sezon rozpoczął się właśnie w Kuusamo, na trasach, które Justynie bardzo odpowiadają. Tam są trudne trasy, z podbiegiem tuż przed samą metą. Przy padającym śniegu, miękkim dosyć, dwa biegi rozgrywane techniką klasyczną, to dla Justyny był wymarzony początek.  

Trener Wierietelny mówi, że Justyna w tym roku trenowała jak nigdy. Że te obciążenia były jeszcze cięższe. Czy to możliwe w jej przypadku? Czy w kontekście przygotowań do igrzysk w Soczi, to nie jest ryzykowne?

Gdyby ona trenowała rok, drugi, piąty i dziesiąty według takiego samego schematu, to by tak dobrze nie biegała. Ale oni podjęli to ryzyko, zwiększając obciążenia, bo schemat generalnie był bardzo zbliżony do tego, co robili w zeszłym roku. Po zeszłorocznych treningach wydawało się to niemożliwe. Okazuje się, że tam były jeszcze rezerwy. Jestem przekonany, że ta dwójka - trener i Justyna, to są tak doświadczeni ludzie, że oni wiedzą co robią. Jestem spokojny o Justyny wynik na Igrzyskach Olimpijskich. Oczywiście - pod warunkiem - że w międzyczasie nie zachoruje.

Jaki wpływ na Justyny piszczele mają właśnie te dodatkowe obciążenia?

Mogę powiedzieć, jaka jest mechanika odbicia łyżwowego, które powoduje, że u niektórych zawodniczek występuje ból. Odbicie wykonywane przy biegu techniką łyżwową, odbywa się z narty ustawionej na zewnątrz. Po zakończonym odbiciu - przednią częścią stopy - zawodnik podnosi nartę od śniegu. Przód narty musi oderwać, bo narta jest przenoszona, później cała jest w powietrzu. I w tym momencie następuje praca mięśni piszczelowych. Gdybyśmy położyli sobie rękę na prawej nodze i podnosili palce do góry, czujemy jak ten mięsień piszczelowy się napina. Każdy mięsień jest w takiej powięzi mięśniowej. U niektórych osób ta powięź jest bardzo ciasna. Jeśli ten mięsień po każdym odbiciu pracuje, mięsień jak gdyby nabrzmiewa. Robi się przez moment tego skurczu nieco grubszy, bo dwa końce przyczepy się do siebie zbliżają. Mięsień się napina, podnosi stopę do góry i u niektórych, jeśli powięź mięśniowa jest obszerna, nie ma żadnego bólu. A u niektórych osób, jeśli powięź mięśniowa jest za ciasna, to ten mięsień piszczelowy zaczyna boleć. Przy technice klasycznej gdzie nie ma unoszenia, odrywania narty od śniegu, mięśnie nie bolą.

Z tym bólem można jakoś walczyć? Czy można jakoś skorygować technikę, żeby to obciążenie było troszeczkę mniejsze?

Nie, nie można. Czy można z tym bólem walczyć? Można, ale do pewnego stopnia. Pamiętajmy, że każdy wysiłek w sportach wytrzymałościowych niesie ze sobą ból całego organizmu. Bolą mięśnie. Zdaje się, że płuca pękną. Do tego jeszcze - w przypadku Justyny - dochodzi ból mięśni piszczelowych i to nie jest rzecz, która pojawiła się w tym roku. Tak już jest od wielu lat, ona się na to uskarża. Wiele lat biega z tym bólem. Muszę powiedzieć, że ja ją podziwiam.

Czy to możliwe, żeby Justyna Kowalczyk tak poprawiła swoją formę w porównaniu z Kuusamo, jak to czyniła w porównaniu z debiutami w Pucharze Świata w zeszłych sezonach? Czy może być aż tak dobra? Czy to w ogóle mieści się w głowie? 

Akurat w przypadku Justyny mieści się w głowie, bo to jest zawodniczka, która po pewnej liczbie startów dochodzi do swojej maksymalnej formy. Są takie, które muszą odpuszczać niektóre biegi, rezygnować, ona odwrotnie, im więcej startów, tym szybciej biega. Jeżeli chodzi o technikę klasyczną, nie sądzę, żeby mogła szybciej biegać. Natomiast technika łyżwowa, w połowie sezonu na pewno będzie lepsza. Ja jestem o tym przekonany, tak się działo co roku. Nie widzę powodu, żeby w tym roku tak się nie stało.

Wiem, że o tym się mówi bardzo często, ale chciałabym zapytać. Na czym polega fenomen Justyny Kowalczyk?  

Pierwsza rzecz - to na pewno - niebywała ambicja Justyny, ogromna pracowitość i dążenie do wyznaczonego celu. Bez żadnych wahań. Ona poświęciła i poświęca się - w dalszym ciągu - całkowicie właśnie biegom. Odłożyła na bok swoje życie prywatne. Ona ma tylko treningi, biegi i biegi.

Rozmawiali: Edyta Sienkiewicz i Grzegorz Jasiński