Joe Biden, demokratyczny rywal Donalda Trumpa w wyścigu do Białego Domu, ma na Florydzie minimalną przewagę - jednego punktu procentowego - nad urzędującym prezydentem: takie są wyniki sondażu University of North Florida w Jacksonville. A - jak zauważają komentatorzy - wiele wskazuje na to, że bez Florydy tych wyborów wygrać się nie da. Biden prowadzi również w sondażach ogólnokrajowych: niektóre dają mu nawet dwucyfrową przewagę.

Walka przed zaplanowanymi na 3 listopada wyborami prezydenckimi za Oceanem toczy się przede wszystkim o tzw. stany wahające się - a więc te, w których trudno przewidzieć rozstrzygnięcie - i te, które mogą dać kandydatowi sporo głosów elektorskich - jak właśnie Floryda.

W opublikowanym właśnie sondażu University of North Florida w Jacksonville Joe Biden uzyskał na Florydzie poparcie 48 procent ankietowanych, zaś Donalda Trumpa poparło 47 procent respondentów.

Sondaż przyniósł więc podobny rezultat jak ten dla portalu The Hill z ubiegłego tygodnia, który wskazywał na remis.

Porażka w "słonecznym stanie", dysponującym 29 głosami elektorskimi, może pogrzebać szanse każdego z kandydatów.

Trump wygrał na Florydzie w 2016 roku z przewagą nieco ponad 100 tysięcy głosów nad Hillary Clinton. W kampanii wielokrotnie ten stan odwiedzał, a w zeszłym roku został nawet oficjalnie mieszkańcem Florydy.

O stan toczy się zacięta walka, a rywalizujący politycy na finiszu kampanii odwiedzają go coraz częściej. W ubiegłym tygodniu Trump zorganizował na Florydzie dwa wiece w ciągu jednego tygodnia, kandydatka demokratów na wiceprezydenta, senator Kamala Harris w poniedziałek wzięła zaś udział w przedwyborczym spotkaniu w Orlando, a następnie odwiedziła Jacksonville.

W kampanii demokratów na Florydzie pomaga miliarder Michael Bloomberg, który przekazał na jej fundusz 100 mln dolarów.

Partia Demokratyczna mierzy się w stanie z relatywnie niskim poparciem ludności latynoskiej: większość licznej na Florydzie społeczności kubańskiej popiera bowiem Donalda Trumpa.

Biorąc jednak pod uwagę również ogólnokrajowe sondaże, dające Bidenowi nawet kilkunastoprocentową przewagę, republikanie przyznają w nieoficjalnych rozmowach, że obawiają się wyborczego rezultatu, a media oceniają niektóre październikowe wypowiedzi polityków tej partii jako próby dystansowania się od Donalda Trumpa - wynikające z przekonania o jego zbliżającym się politycznym końcu.

W ostatnich tygodniach kampanii problemem okazały się dla Partii Republikańskiej również finanse: ugrupowanie nie jest w stanie konkurować pod tym względem z demokratami, którzy w sierpniu i wrześniu zebrali na kampanię rekordowe w historii amerykańskiej polityki kwoty.

Szefowa kampanii Joe Bidena Jen O’Malley Dillon ostrzegła jednak w wewnętrznej notce przesłanej sympatykom kandydata, że "w rzeczywistości wyścig jest znacznie bardziej wyrównany, niż sugerują niektórzy eksperci na Twitterze czy w telewizji".

"Jeśli czegoś się nauczyliśmy w 2016 roku, to tego, że nie możemy nie doceniać zdolności Trumpa do powrotu do gry w ostatnich dniach kampanii" - zaznaczyła.