Weteran amerykańskiej armii z 14-letnim stażem jest jedną z czterech śmiertelnych ofiar szturmu zwolenników Donalda Trumpa na Kapitol w stolicy USA. Ashli Babbitt przyjechała do Waszyngtonu aż z San Diego, by podobnie jak tysiące innych zwolenników Trumpa protestować przeciwko zaprzysiężeniu na stanowisko prezydenta Joe Bidena. Trump i jego stronnicy podważają wynik listopadowych wyborów.

To szokujący dzień dla amerykańskiej demokracji - takie opinie słychać dziś na całym świecie. Przemowa Donalda Trumpa na spotkaniu ze zwolennikami w pobliżu Białego Domu skończyła się tym, że tysiące osób wdarło się na Kapitol i szturmowało Kongres. Doszło do zamieszek, podczas których zginęły cztery osoby.

Jedną z nich jest kobieta, która została zastrzelona podczas szturmowania Kapitolu. Amerykańskie media zidentyfikowały ją jako Ashli Babbitt z San Diego.

35-latka była weteranką, od 14 lat służyła w amerykańskich siłach powietrznych USA. Była gorącą zwolenniczką Donalda Trumpa. 

Tuż przed szturmem Kapitolu, który zakończył się jej śmiercią, napisała na Twitterze: "Nikt nas nie powstrzyma. Mogą próbować, próbować i próbować, ale burza nadciąga i spadnie na DC w przeciągu 24 godzin. Po ciemnościach - jasność".

Szokujące sceny na Kapitolu

Joe Biden zostanie zaprzysiężony na prezydenta USA 20 stycznia. Do 21 stycznia w Waszyngtonie będzie obowiązywał stan wyjątkowy.

Burmistrz Muriel Bowser tłumaczyła na konferencji prasowej, że do Dystryktu Kolumbii przyjechało w środę wiele uzbrojonych osób "w celu szerzenia przemocy i zniszczenia". 

Ku konsternacji wielu Amerykanów, wzburzony tłum w środę wtargnął do Kongresu, doprowadzając do przerwania jego posiedzenia, na którym zatwierdzano wynik wyborów prezydenckich.

Zwolennicy prezydenta Donalda Trumpa chodzili po korytarzach parlamentu, pozowali do zdjęć z posągami i obrazami i krzyczeli: "USA, USA", "Zatrzymać oszustwo!" oraz "Nasza izba!". Niektórzy mieli ze sobą flagi Konfederacji.

Demonstranci, z których część była uzbrojona, weszli do sali obrad oraz biura szefowej Izby Reprezentantów Nancy Pelosi.

Portal CNN pisze, że chaotyczna reakcja służb bezpieczeństwa i ich mała liczebność kontrastowała z reakcją na wiosenne protesty w Waszyngtonie po zabiciu przez policję Afroamerykanina George'a Floyda.

"Zanim służby Kapitolu poprosiły o pomoc, tłum był już w budynku" - przekazało źródło.

Nawet po zapadnięciu zmroku w gmachu Kapitolu funkcjonariusze chodzili od drzwi do drzwi, przeszukując biuro po biurze, sprawdzając czy są w nim jeszcze demonstranci.