Choć Friedrich Merz - jeszcze jako lider opozycji - wielokrotnie apelował o dostawy na Ukrainę pocisków manewrujących Taurus, jako kanclerz składa w tej sprawie niespójne deklaracje. Teraz powiedział coś, co może wlać optymizm w serca władz w Kijowie.

Debata na temat przekazania Ukrainie pocisków manewrujących powietrze-ziemia Taurus trwa w Niemczech od dawna. Były kanclerz Niemiec Olaf Scholz opierał się apelom opozycji, by dostarczyć Kijowowi rakiety, twierdząc, że nie chce eskalować konfliktu. Mógł w tej kwestii liczyć na poparcie rodaków - w listopadzie 2024 r. w sondażu DeutschlandTrend znaczna część obywateli Niemiec wypowiedziała się przeciwko dostawie rakiet.

Jednym z najbardziej zagorzałych zwolenników wysłania na Ukrainę niemieckich rakiet, a jednocześnie krytykiem polityki Olafa Scholza wobec Ukrainy był ówczesny lider opozycji Friedrich Merz. Teraz, kiedy on sam jest kanclerzem Niemiec, składa w tej sprawie niespójne deklaracje.

Na przeszkodzie stoi długie szkolenie

Friedrich Merz wystąpił w środę w niemieckiej telewizji publicznej ZDF. Pytany o sprawę przekazania Ukrainie pocisków manewrujących Taurus, stwierdził, że "jest to możliwe". Nie wykluczył tego, ale jednocześnie wskazał na długi czas szkolenia niezbędny do tego, by Ukraińcy mogli w pełni mogli korzystać z możliwości niemieckich rakiet. Zawsze mówiliśmy - sam to mówiłem - że Taurusy wymagają od ukraińskich żołnierzy kilkumiesięcznego szkolenia - stwierdził.

Według kanclerza Niemiec dostawy rakiet za sześć miesięcy lub rok "nie przyniosłyby dziś Ukrainie żadnych korzyści". Z tego powodu obecnym celem Berlina - jak stwierdził szef niemieckiego rządu - jest poprawa wsparcia militarnego dla Kijowa. Merz zapewnił, że Niemcy ściśle współpracują ze swoimi europejskimi partnerami, z których część dostarczyła już Ukrainie pociski manewrujące dalekiego zasięgu.

Zachód zniósł ograniczenia

Friedrich Merz, wybrany na stanowisko kanclerza Niemiec na początku maja 2025 r., powiedział, że jego kraj "zrobi wszystko, co możliwe", aby nadal wspierać Ukrainę. 26 maja, w trakcie 27. Międzynarodowego Forum WDR w Berlinie, powiedział, że Niemcy, Wielka Brytania, Francja i Stany Zjednoczone zniosły ograniczenia dotyczące broni dalekiego zasięgu dostarczanej przez zachodnich partnerów i ataków na terytorium Rosji.

Nie ma już żadnych ograniczeń na broń dalekiego zasięgu dostarczaną Ukrainie przez Brytyjczyków, Francuzów czy nas. Nie ma też żadnych ze strony Amerykanów. Oznacza to, że Ukraina może teraz bronić się, atakując na przykład obiekty wojskowe w Rosji - powiedział. Do niedawna nie mogła tego zrobić, z bardzo rzadkimi wyjątkami - dodał. W środę do stolicy Niemiec przyjechał z oficjalną wizytą prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Na wspólnej konferencji prasowej Friedrich Merz ogłosił, że Niemcy będą finansować produkcję pocisków dalekiego zasięgu w Ukrainie.

Wściekłość w Moskwie

W Moskwie zapanowała wściekłość z powodu decyzji zachodnich sojuszników Kijowa - rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow stwierdził, że to "dosyć niebezpieczne decyzje". Jeśli takie decyzje rzeczywiście miały miejsce, to potencjalnie są sprzeczne z naszymi aspiracjami do osiągnięcia politycznego porozumienia - powiedział. W podobnym tonie wypowiedział się minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow, który stwierdził, że "Niemcy zsuwają się po tej samej równi pochyłej, po której już parę razy w ubiegłym stuleciu zmierzały aż do upadku".

Niszczyciel celów umocnionych

Warto jeszcze wspomnieć, że pociski manewrujące powietrze-ziemia Taurus mają ponad 500 km zasięgu i są odpalane z myśliwców wielozadaniowych, np. JAS 39 Gripen czy Eurofighter Typhoon. Z racji tego, że rakiety posiadają głowicę burzącą, przeznaczone są do niszczenia punktowych celów umocnionych i instalacji wojskowych. Podsumowując - dzięki swojemu zasięgowi i zdolności precyzyjnego niszczenia infrastruktury krytycznej, rakiety te mogą uderzyć w najczulsze punkty rosyjskiej logistyki, z Mostem Krymskim na czele.