Polskie propozycje przekazywania broni Ukrainie mogą być realizowane pod warunkiem, że mieszczą się w granicach ustaleń poczynionych między Waszyngtonem i Pekinem. Taki m.in. wniosek płynie z lektury artykułu zamieszczonego przez brytyjski tygodnik Spectator. Jego autor, uznany dziennikarz i nagradzany pisarz, powołując się na anonimowe źródło bliskie chińskiej armii i partii, twierdzi że Chiny nie odwodziły Putina od ataku na Ukrainę, a teraz zapewniają go o przyjaźni, lecz jednocześnie działają na rzecz ograniczenia skali i zasięgu konfliktu na wschodzie Europy.

Władimir Putin wszczął "operację specjalną" na Ukrainie, opierając się na błędnych założeniach, które przyjął po rozmowach z przywódcą Chin na początku lutego - wnioskuje Owen Matthews, autor artykułu, powołujący się na swoje anonimowe źródło "od lat blisko związane z wysokimi kręgami chińskiej polityki i armii".

Według tego źródła, mimo że Władymir Putin z satysfakcją odnotował po spotkaniu z Xi Jinpingiem, że nowy alians z Chinami osiągnął poziom "wyższy niż sojusze z czasów zimnej wojny", to jednak w umowie, którą uznał za obietnicę zaangażowania się Chin w wojnę w razie komplikacji, Chińczycy zawarli przemyślne zapisy, które w rzeczywistości pozwalają teraz Pekinowi trzymać się z dala od krwawej awantury na Ukrainie.

Tajne porozumienie

Oprócz ogłoszonej po spotkaniu Xi-Putin na początku lutego umowy obejmującej wszelkie dziedziny "nieograniczonej przyjaźni", przywódcy mieli bowiem zawrzeć tajne porozumienie, określające w szczegółach warunki ewentualnej chińskiej odsieczy dla Rosji. Jak twierdzi źródło, te prorocze zapisy nakazują Chinom świadczenie sojuszniczej pomocy, o ile zaatakowane zostanie dotychczasowe rosyjskie terytorium, a więc nie ziemie przejęte i wcielone do Rosji.

Trzy tygodnie po spotkaniu, kiedy skończyły się igrzyska w Pekinie i Rosja zaatakowała Ukrainę, Chińczycy, zgodnie z informacjami przekazywanymi przez wspomniane źródło zbliżone do chińskiego przywództwa i dowództwa wojskowego, zostali zaskoczeni brawurą Putina. Nie tylko zorientowali się, że Kreml być może zamierza przejąć całą Ukrainę, przede wszystkim zaniepokoiły ich atomowe groźby Putina wobec Zachodu.

Dlatego też, kiedy pojawiła się propozycja przekazania polskich myśliwców MIG Ukrainie, Pekin podjął działania, które miały rozładować sytuację. Jak twierdzi autor, powołując się na wspomniane źródło zbliżone do chińskiej armii, dzięki komunikacji na szczeblu wojskowych dowódców, Pekin uzyskał od rosyjskich generałów zapewnienie, że nawet gdyby z Kremla nadszedł rozkaz użycia broni atomowej, wojskowi tego nie zrobią, o ile nie zostanie zaatakowane terytorium Rosji.

W zamian Amerykanie mieli na początek wstrzymać plany przekazania polskich samolotów Ukrainie. Jak podkreśla autor, wiekowe MIG-i nie uczyniłyby co prawda na froncie znaczącej różnicy, ale stanowiłyby precedens, który mógłby prowadzić do rozpętania wojny na pełną skalę, co z kolei zwiększyłoby prawdopodobieństwo nuklearnego konfliktu.

Obietnica ograniczenia dostaw broni

Informator brytyjskiego dziennikarza twierdzi, że w ślad za wycofaniem się Amerykanów z pomysłu przekazania myśliwców z Polski, po serii spotkań na szczeblu oficjalnym poszła obietnica ograniczenia dostaw broni tak, by ukraińska armia nie dostała rakiet dalekiego zasięgu ani manewrujących, samolotów oraz śmigłowców bojowych, a także nowoczesnych czołgów. 

Jednocześnie, jak odnotowuje autor, również Rosja nie może liczyć na dostawy broni z Chin i skazana jest na zaopatrzenie z Iranu oraz odkup uzbrojenia od klientów własnego przemysłu zbrojeniowego.  Chińskie wielkie przedsiębiorstwa z kolei ograniczyły również działalność w Rosji, a wręcz znamienne jest wycofanie współpracy przez UnionPay, czyli chiński odpowiednik systemów Visa i Mastercard.

Autor publikacji w The Spectator, który jest synem Brytyjczyka i Rosjanki i pracował dla Moscow Times i Newsweeka w Moskwie i Stambule, odnotowuje przy okazji, że wartość wymiany handlowej z Rosją ma dla Chin dość marginalne znaczenie, w porównaniu do potężnego sprzężenia handlowego z gospodarkami Europy i USA.

Doniesienia źródła, na które powołuje się Owen Matthews, mają świadczyć o tym, że Chiny przyjęły rolę zakulisowego mediatora, starającego się zapobiegać rozlaniu się konfliktu na Ukrainie na Europę i świat. Wynika też z nich, że Pekin gra na dwa fronty, z jednej strony deklarując lojalność i sojusz wobec Rosji, z drugiej zaś zapewniając Zachód o woli współpracy.

O konsekwencji w tej grze mogą z kolei świadczyć ostatnie wypowiedzi szefa dyplomacji Chin. Wang Yi niedawno zapewniał swojego rosyjskiego odpowiednika Siergieja Ławrowa, że "Chiny będą niezłomnie wspierać stronę rosyjską pod przewodnictwem prezydenta Putina" oraz "są gotowe pogłębiać stosunki z Rosją na wszystkich poziomach", a z drugiej strony przekazał sekretarzowi generalnemu NATO Jensowi Stoltenbergowi, że jego kraj jest cały czas otwarty na dialog z Sojuszem.

Apel o powrót do dyplomacji

Podczas rozmowy z Joe Bidenem na szczycie G-20 na Bali, Xi Jinping miał z kolei podkreślać, że Chiny pragną zapobiec "groźbie kryzysu nuklearnego w Europie". Oficjalnie, a wraz z premierem Indii Narendrą Modi, chiński przywódca zaapelował o powrót do dyplomacji.

Takie stanowisko ma już jawne poparcie głównodowodzącego amerykańskiej armii, a także coraz śmielej deklarowane wsparcie z Paryża i Berlina. Również w zachodnich mediach pojawiają się publikacje, które jeszcze niedawno byłyby nie do pomyślenia, takie jak doniesienia o rzekomych zbrodniach ukraińskich żołnierzy, czy też informacje o działaniach władz w Kijowie chroniących anonimowość majątków ukraińskiego przywództwa.

Oficjalnie zachodni blok utrzymuje linię, że rozmowy pokojowe zaczną się, kiedy zechcą ich władze w Kijowie. Trudno jednak nie uznać, że jeśli nie wydarzy się coś co przewróci rysujące się porozumienie dwóch supermocarstw, Ukraina będzie skazana na kompromis z Rosją.