​Premier Białorusi Raman Hałouczenka w telewizyjnym wywiadzie przyznał, że jego kraj wysyła broń do Rosji. Podkreślił, że zachodnie sankcje mocno uderzyły w przemysł zbrojeniowy.

Rosyjscy konsumenci zgłaszają obecnie zapotrzebowanie na broń białoruskiej produkcji - powiedział premier w rozmowie z białoruską telewizją.

Raman Hałouczenka, który w latach 2018-2020 stał na czele Państwowego Komitetu Wojskowo-Przemysłowego, przyznał, że sektor zbrojeniowy został mocno dotknięty przez zachodnie sankcje, wprowadzone w związku z inwazją na Ukrainę. Problemem są zwłaszcza ograniczenia importowe. Nie jest tajemnicą, że wykorzystywaliśmy zachodnie komponenty. Ale kompleks wojskowo-przemysłowy Białorusi nie jest po raz pierwszy objęty sankcjami - mówił.

Białoruskie firmy zbrojeniowe, by zapełnić braki, "wzmocniły więzi z producentami rosyjskimi".  

Oczywiście, broń jest teraz bardzo potrzebna nie tylko dla nas, ale także dla Federacji Rosyjskiej. Mamy wspólne programy. Teraz intensywnie pracujemy nad ulepszeniem tego, co było, prowadzimy prace badawczo-rozwojowe, w tym uwzględniające doświadczenia z wydarzeń na Ukrainie. Dlatego teraz jest bardzo odpowiedzialny i dynamiczny okres dla białoruskiej zbrojeniówki - mówił.

Przed wojną Rosjanie przeprowadzili ćwiczenia na Białorusi, a następnie z terenów tego kraju najechali na Ukrainę. Mińsk nie wysłał swoich żołnierzy na front. Putin miał mocno naciskać na Łukaszenkę, by zaangażował się w konflikt, jednak "baćka" obawia się reakcji obywateli - Białorusini nie chcą bowiem wysyłać swojego wojska na tereny sąsiada. Według nieoficjalnych informacji, sprzeciw wobec takich działań jest także w armii.