​Ambasadorom państw Unii Europejskiej nie udało się wciąż porozumieć w sprawie 10. pakietu unijnych sankcji wobec Rosji. Dyskusja w Brukseli ma być kontynuowana w czwartek. Główny problem to restrykcje na rosyjski kauczuk - informuje korespondentka RMF FM w Brukseli Katarzyna Szymańska-Borginon.

Największym punktem zapalnym są sankcje na rosyjski kauczuk. Polska chce znacznego obliżenia kwoty, która byłaby zwolniona z sankcji, a ostatnia propozycja KE to jej zwiększenie. Na to nie ma zgody Warszawy.

Komisja Europejska początkowo proponowała kwotę 355 tys. ton kauczuku, która byłaby zwolniona z sankcji. Polska już wówczas protestowała, o czym jako pierwsza pisała 16 lutego nasza dziennikarka w Brukseli. 

Warszawa domaga się całkowitego zakazu importu kauczuku syntetycznego z Rosji. Tej nocy Komisja Europejska, zamiast zmniejszyć tę kwotę, zaproponowała jej zwiększenie do ponad 500 tys. ton, co wywołało irytację Warszawy. Bruksela znajduje się pod naciskiem Niemiec i Włoch, które twierdzą, że zabraknie kauczuku do produkcji opon.

Kolejnym punktem zapalnym jest kwestia karania unijnych banków, jeżeliby nie przekazywały informacji na temat wartości zamrożonych aktywów banku centralnego Rosji.

Ponadto Polska i kraje bałtyckie chcą rozszerzenia kryterium sankcyjnego na członków rodzin oligarchów i przedstawicieli rosyjskiego reżimu.

Warszawa chce objęcia sankcjami ponad 30 instytucji zajmujących się nielegalną adopcją dzieci. Chodzi o deportacje z Ukrainy do Rosji.

Polska domaga się także rozpoczęcia procesu sankcyjnego w sprawie rosyjskich diamentów, bo są pozytywne sygnały ze strony Belgii, która do tej pory mówiła "nie". 

Nasz kraj chce także rozpoczęcia poważnych rozmów na temat restrykcji wobec rosyjskiego Rosatomu. Takim ograniczeniom sprzeciwiają się Węgry, które twierdzą, że będzie to uderzenie w ich interesy. 



 


 


Opracowanie: