Kolejna noc bez alarmów i ostrzeżeń przed nalotami na zachodzie Ukrainy. Lwów - to jeden z ostatnich przystanków dla uchodźców - w drodze do Polski. Dotarli tam nasi wysłannicy na Ukrainę: Paweł Balinowski i Mateusz Chłystun. "Widać tutaj w miarę normalne życie" - informują w czwartek w swoich specjalnych relacjach.

"Ludzie idą do pracy, na zakupy. Sklepy, serwisy, punkty usługowe w większości są otwarte. Podobnie jak część restauracji. W środę wieczorem stare miasto we Lwowie było pełne mieszkańców" - informują nasi wysłannicy.

To jednak tylko pozorny spokój. Mieszkańcy Lwowa zastanawiają się, jak długo jeszcze uda się żyć w miarę normalnie, zwłaszcza że codziennie na dworcach i ulicach widzą tysiące ludzi uciekających przed wojną. Oprócz nich we Lwowie, widać też patrole z długą bronią. Służby patrolują miasto szczególnie późnym wieczorem, przed godziną policyjną.

Strzeżone są głównie jednostki miejskiej administracji. Policjanci oraz żołnierze całą dobę stacjonują w pobliżu placówek.

Kilkoro mieszkańców, z którymi rozmawiali specjalni wysłannicy RMF FM, powiedziało im, że najbardziej obawiają się ataków na obiekty wojskowe we Lwowie oraz lotnisko.

Tłumy na dworcu we Lwowie. W kolejce stoi się po kilkanaście godzin

Do Lwowa przyjechało ponad 40 tys. Ukraińców, chociaż nieoficjalnie mówi się, że kilka razy więcej. Tam jeszcze wojna nie dotarła. Ludzie uciekają na zachód Ukrainy z każdego regionu kraju - informował w ubiegłym tygodniu nasz dziennikarz Maciej Sztykiel. 

Kilkanaście tysięcy tłoczących się osób, każdy chce dotrzeć na pociąg, który nie wiadomo kiedy przyjedzie - relacjonował na antenie RMF FM.

O miejscu w pociągu decyduje nie bilet, a kolejka przed wejściem do dworca, w której stoi się po kilkanaście godzin. Opuścisz ją - tracisz miejsce. Ścisk, gwar, ludzie z różnych stron kraju i świata - na halę dworcową niemal nie da się wejść - opowiadał Maciej Sztykiel. 

Pan Andrzej Kudlicki, który od blisko 30 lat ma biuro turystyczne, Ukrainę zna jak własną kieszeń, teraz niemal codziennie wykonuje kursy do Lwowa.

Nie robimy pustych przewozów, zabieramy zbiórkę organizowaną poprzez Fundację Aktywne Roztocze, a z powrotem ludzi, żeby nie robić pustych przebiegów. Proszę sobie wyobrazić, że tutaj też mamy bardzo dużo znajomych, przyjaciół i oni poprzez swoje kanały przesyłają listę zapotrzebowania i to dojeżdża do nas. Wczoraj całe popołudnie, cały dzień samochód jechał ze Świnoujścia - 80 śpiworów dla żołnierzy, które już tutaj odebrał kolega z Kijowa i będą przekazane do Donbasu, prosto na front - opowiadał w rozmowie z naszym dziennikarzem.

Pan Andrzej dziś na liście miał 47 osób, ale ostatnio wziął na pokład niemal setkę. Straż graniczna machnęła ręką. "Jedźcie".

Do autobusu wsiadała rodzina pana Andrija - żona i kilkuletnia córka. To chyba najtrudniejszy widok we Lwowie. Żegnające się rodziny, wtulające się w siebie, płaczące.

Opracowanie: