„Między Charkowem a Sumami nie jest spokojnie. Dziś Rosjanie atakowali w nocy i w dzień (…). Wydaje mi się, że w tym momencie to my wygrywamy” – mówi Aleksander, kapelan z brygady obrońców Ukrainy, z którym rozmawiał dziennikarz RMF FM Marek Balawajder.

W niedzielę, czwartym dniu rosyjskiej inwazji na Ukrainę od rana kontynuowany był ostrzał ukraińskich miast. Walki toczyły się na ulicach Charkowa, po południu lokalne władze poinformowały o wyparciu Rosjan z miasta. Siły ukraińskie ostrzegają, że Rosjanie chcą zablokować Kijów, a także prowadzą coraz więcej działań dywersyjnych.

O tym, jak sytuacja wygląda na miejscu porozmawialiśmy z kapelanem Aleksandrem, kapelanem z brygady obrońców Ukrainy.

Batalion kapelana znajduje się obecnie między Charkowem a Sumami. Ksiądz Aleksander pytany o ofensywę Rosjan w Charkowie, powiedział: Wjechali i wyjechali. Trzymają się na granicy, jeżeliby przekroczyli ją, to byśmy ich zniszczyli.

Przyznał jednak, że wróg wciąż próbuje przełamać obronę Ukraińców. Dziś Rosjanie atakowali w nocy i w dzień. Teraz trzymamy granicę, oni strzelają, ale nic więcej nie są w stanie zrobić. Wydaje mi się, że w tym momencie wygrywamy my - mówił i dodał, że są ofiary wśród cywilów. Wczoraj zginęła 7-letnia dziewczynka.

Jego zdaniem straty po stronie rosyjskiej są "gigantyczne". Nasz batalion wziął do niewoli Rosjan. Nawet jest nagranie, gdzie żołnierze dzwonią do mamy Rosjanina, którego wzięli w niewolę - tłumaczył.

Kapelan potwierdza, że schwytani Rosjanie tłumaczą, że przyjechali na ćwiczenia do Białorusi, a potem przekazano im, że muszą dostać się na Ukrainę. Mówili, że dowódcy ich zostawili, a oni sami tu przyjechali. Niesamowita rzecz - podkreślił.

Duchowny przyznał, że ukraińska armia potrzebuje kolejnych dostaw broni. Czekamy na pomoc - podkreślił.