Podczas ćwiczeń "Lipcowa Burza" Rosja zaprezentowała nowy bezzałogowy pojazd nawodny, który do złudzenia przypomina ukraińskie drony morskie. Według rosyjskich źródeł maszyna ma zasięg ponad 300 km i może przenosić większy ładunek wybuchowy. Eksperci podkreślają jednak, że to raczej demonstracja możliwości niż realna zmiana na froncie.
W trakcie manewrów "Lipcowa Burza" na Morzu Bałtyckim rosyjskie ministerstwo obrony zaprezentowało nowy dron morski. Na opublikowanych nagraniach widać, jak niewielka jednostka z dużą prędkością uderza w nieruchomy cel i eksploduje. Warunki testu - spokojne morze, brak obrony i nieruchomy cel - świadczą o tym, że była to starannie wyreżyserowana inscenizacja.
Na uwagę zasługuje jednak skala eksplozji, która okazała się relatywnie silna. To może oznaczać, że ładunek przenoszony przez bezzałogowca był dużej mocy. Rosyjscy analitycy uznają ten fakt za przełomowy.
Według prorządowych rosyjskich blogerów wojskowych nowy dron ma działać autonomicznie przez 24 godziny i razić cele oddalone nawet o 300 km. W teorii oznaczałoby to możliwość ataku na Odessę czy Izmaił z okupowanego Krymu. Brakuje jednak niezależnych potwierdzeń tych możliwości, a rosyjskie ministerstwo obrony nie ujawniło nawet oficjalnej nazwy nowego systemu.


