W Szczecinie zgodnie z lokalnym prawem w odległości stu metrów od szkoły nie można sprzedawać alkoholu. Jak się jednak okazuje, sklep z dopalaczami już przepisów nie łamie. Dyrektorzy szkoły podstawowej i gimnazjum, w których sąsiedztwie działa sklep z dopalaczami, na razie na próżno szukają wsparcia w walce z "dopalonym" sąsiedztwem.

O tym, że sklep o zupełnie nieadekwatnej nazwie "Samarytanin" otworzył swe podwoje dosłownie obok szkół, jeszcze przed wakacjami sygnalizowali rodzice. Potwierdziły się te sygnały, że faktycznie widuje się tam uczniów gimnazjum i szkoły podstawowej - przyznaje dyrektor gimnazjum nr 12, Zbigniew Mytkowski.

Szkoły szukają sojuszników do walki z dopalaczami, ale ci, do których się zwracają - władze miasta, straż miejska i policja - bezradnie rozkładają ręce. Dziennikarz RMF FM zasugerował dyrektorce szkoły podstawowej, Iwonie Sobczyńskiej, tzw. wariant lubelski, gdzie inspektor sanepidu udowodnił, że niektóre dopalacze to środki spożywcze i bez rejestracji nie wolno ich sprzedawać. To było podstawą do zamknięcia sklepu. Skoro pan nam to podpowiedział, to myślę, że jak najbardziej tak. Nic nie tracimy. Możemy tylko zyskać - stwierdziła dyrektorka szkoły. Czy to rozwiązanie się uda? Nasz reporter będzie to sprawdzał.

W czterystutysięcznym Szczecinie działa już 19 sklepów z dopalaczami. Z 250 małych pacjentów, którzy w ostatnim czasie byli hospitalizowani z powodu zatrucia, aż 100 eksperymentowało z tymi substancjami.