Lech Sidor, były tenisista, a obecnie trener, uważa, że Agnieszka Radwańska może pokonać Serenę Williams w finale. "Ważna będzie dyspozycja dnia, detale, nawet to, czy tenisistki dobrze spały" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Patrykiem Serwańskim. Jak dodaje, słowa ojca amerykańskiej sportsmenki pasują do brukowca, a nie do tenisa.

Patryk Serwański: Richard Williams mówił wczoraj, że Serena już wygrała. To obiektywna ocena czy lekceważenie?

Lech Sidor: Papa Williams nigdy nie był wzorem do naśladowania, jeśli chodzi o środowisko tenisowe. To sformułowanie bardzo mi się nie podoba. To nie pasuje do tenisa, tylko do brukowców. Serena czuje się na pewno mocno - wygrywała Wimbledon, wygrywała wielkie szlemy, teoretycznie, na papierze jest mocna, ale moim zdaniem jeśli jest lepsza niech ogra Radwańską, potem niech ją poklepie i powie, trochę jej brakuje. Takie filozofowanie przed meczem nie powinno mieć miejsca, choć może to rodzaj zasłony dymnej. Może Williamsowie obawiają się Agnieszki.

Jakby pan scharakteryzował grę Agnieszki na Wimbledonie?

Jest groźna na trasie, gra nieprzyjemnie, potrafi modyfikować tenis, dostosowywać go do nawierzchni - te niskie kozły, dużo slajsa, a Serena nie lubi zginać nóżek. Zresztą nigdy nie musiała tego robić, bo turniej wygrywała ogromnym zasięgiem ramion. Ja bym najchętniej przeniósł ten finał do nas do Warszawy, w tym upale Agnieszka miałaby o wiele większe szanse.

Co by jednak nie mówić, to statystyki są bezlitosne. Od 2000 roku tylko 3 razy Wimbledonu nie wygrała Venus albo Serena, w finałach przegrywały tylko ze sobą.

Tenis to specyficzny sport. Te wszystkie porównania, statystyki, to wszystko bierze w łeb. Liczy się forma dnia, biorytmy, samopoczucie, dosłownie wszystko - jak kto spał, co jadł poprzedniego dnia. Jeżeli Polka obudzi się we wspaniałym nastroju, a z drugiej strony Wiliams może wstać lewą nogą, wszystko będzie jej przeszkadzać. Może wtedy skończy się tak jak w finale US Open, gdzie Williams niespodziewanie przegrała z Samanthą Stosur, choć była murowaną faworytką.

Czy stan kortu już pozbawionego w niektórych miejscach trawy będzie miał wpływ na przebieg meczu?

Wimbledon się zmienia. Wprowadzono pewne zmiany jeśli chodzi o trawę. Zagęszczono ją, żeby ten kort spowolnić, żeby było więcej gry niż tylko serwis i wolej, ale moim zdaniem przez to Wimbledon zubożał. Nie ma tej specyfiki. Teraz wygrywa się turniej, nie biegając do siatki. W czasach Beckera, Edberga Samprasa, Sticha, Ivanisevicia to było nie do pomyślenia. Wtedy przy siatce było niemal wszystko wydeptane. Dziś kort w tamtych okolicach jest niemal nietknięty, to powoduje, że Wimbledon nie jest już tak wyjątkowy. Teraz modny jest tenis siłowy, specjalistów od woleja właściwie nie ma, ale stan kortu nie znaczenia dla Williams i Radwańskiej.

Jak ocenia Pan szanse Agnieszki w finale?

Przed meczem są 50 na 50. Nigdy nic nie wiadomo. Tenis to gra otwarta, a finał rządzi się swoimi prawami. Są nerwy, puchar do zdobycia, Agnieszka może przecież jeszcze awansować na pierwsze miejsce w rankingu - to wszystko ma znaczenie. Nie wierzę, żeby w finale była jakaś deklasacja, jak w Australian Open gdzie Szarapowa wygrała z Azarenką właściwie bez gry. Agnieszka wie, że to może być jej jedyna szansa na zdobycie wielkoszlemowego tytułu i to jeszcze na jej ulubionym Wimbledonie. To byłaby podwójna korona, bo przecież Agnieszka wygrała już juniorski Wimbledon. Ja życzę jej sukcesu z całego serca.