Martina Hingis, najmłodsza w historii liderka światowego rankingu tenisistek została powołana do drużyny Szwajcarii na kwietniowy mecz Pucharu Federacji w Zielonej Górze.

35-letnia dziś Hingis to cudowne dziecko tenisa. Mając zaledwie 17 lat była o krok od wygrania Wielkiego Szlema. Triumfowała w Australian Open, Wimbledonie i US Open, jedynie w finale Rolanda Garrosa musiała uznać wyższość Chorwatki Majoli. W sumie pięć razy wygrała turnieje wielkoszlemowe w singlu i aż dziewięć w deblu. Jako jedna z pięciu tenisistek w historii była równocześnie liderką światowego rankingu gry pojedynczej i podwójnej. Rankingowi WTA przewodziła w sumie przez 209 tygodni.

Niespodziewanie, zawodową karierę zakończyła w wieku 23 lat. Po dwóch latach wróciła na korty i wygrała nawet turnieje w Rzymie i Tokio, ale w 2007 postanowiła ponownie udać się na emeryturę. Tym razem wytrzymała na niej sześć lat, wracając w lipcu 2013 roku. Od tego momentu gra już jednak tylko w wybranych turniejach i zawsze jako deblistka. W tym roku triumfowała już w parze z Sabiną Lisicki w Brisbane, a z Sonią Mirzą w Indian Wells i miniony weekend w Miami.

W poniedziałek okazało się, że wraca do narodowej reprezentacji na mecz z Polkami, którego stawką będzie pozostanie w Grupie Światowej Pucharu Federacji. Oczywiście nie można oczekiwać, że dojdzie do singlowego starcia z Agnieszką Radwańską, która wiele razy podkreślała, iż Szwajcarka była dla niej jedną z największych inspiracji na korcie. Ale Hingis wystąpi w Zielonej Górze w deblu. A jeśli ten pojedynek będzie rozstrzygający o losach całej rywalizacji, z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że po drugiej stronie kortu pojawi się najlepsza polska tenisistka.

(j.)