"Papieżowi udało się nie tylko nie powiedzieć zbyt wiele, lecz wręcz, milcząc, powiedzieć wszystko. I to w miejscu, które tego, który je widzi, czuje i doznaje, czyni niemym - w Auschwitz" - tak pobyt Franciszka w dawnym niemieckim obozie zagłady komentuje dziennikarz wydawanej w Berlinie gazety "Tagesspiegel". Również inni niemieccy komentatorzy z uznaniem piszą o milczeniu papieża jako najwłaściwszej formie hołdu wobec ofiar niemieckich zbrodni.

Franciszek odwiedził Auschwitz-Birkenau w piątkowe przedpołudnie, w czwartym dniu krakowskich Światowych Dni Młodzieży. W obozie papież m.in. modlił się w celi męczeńskiej śmierci ojca Maksymiliana Kolbego, a pod Ścianą Straceń zapalił lampę - swój dar dla muzeum. Ani razu nie zabrał publicznie głosu: modlił się w ciszy, a rozmawiał jedynie z byłymi więźniami Auschwitz i Sprawiedliwymi Wśród Narodów Świata.

Franciszek jest papieżem, który nie ma problemu z doborem słów. Spontaniczne, nieoczekiwane, a często wręcz drastyczne sformułowania są dla niego charakterystyczne - pisze na łamach "Frankfurter Allgemeine Zeitung" autor krótkiego komentarza Reinhard Veser. Tym bardziej rzuca się w oczy jego decyzja, by w przeciwieństwie do swoich obu poprzedników podczas wizyty w Auschwitz nie mówić nic - podkreśla.

Niemiecki dziennikarz przypomina, że Jan Paweł II wzrastał niedaleko Auschwitz i był jako młody człowiek świadkiem wojny i zbrodni popełnionych w Polsce przez Niemców. Z kolei Benedykt XVI przybył do Auschwitz nie tylko jako papież, lecz także jako Niemiec. Dla nich obu Auschwitz było na różny sposób częścią ich własnej historii, przed którą nie mogli uciec w milczenie - zauważa Veser.

Jak zaznacza, Franciszka te ograniczenia nie dotyczyły. Pytania o winę, uwikłanie, milczenie i opór nie dotyczyły go tak bezpośrednio, jak ma to miejsce do dziś w przypadku Polaków i przede wszystkim Niemców - pisze Veser. Pozostaje bezradność w obliczu potworności popełnionych w Auschwitz zbrodni. Milczenie papieża było godną formą upamiętnienia ofiar zbrodni, której nie da się wyrazić słowami - konkluduje komentator "FAZ".

Milczenie, mówienie, wszystko w odpowiednim czasie - papież Franciszek wyznacza kryteria niezależnie od tego, czy chodzi o przeszłość, czy o współczesność - zauważa natomiast w dzienniku "Tagesspiegel" Stephan-Andreas Casdorff.

Papieżowi udało się nie tylko nie powiedzieć zbyt wiele, lecz wręcz, milcząc, powiedzieć wszystko. I to w miejscu, które tego, który je widzi, czuje i doznaje, czyni niemym - w Auschwitz - podkreśla.

Jego gesty powiedziały wystarczająco dużo. Żadne przemówienie - wszystko jedno, jak wycyzelowane - nie zrobiłoby w tym miejscu większego wrażenia niż czyny. Chociażby objęcie. Czy też pragnienie, by być samemu - bez ochrony - ocenia Casdorff.

Komentator przypomina także, że Benedyktowi XVI przemówienie wygłoszone w Auschwitz "udało się tylko częściowo": jeden z fragmentów dotyczący dyktatury nazistowskiej stał się przedmiotem krytyki. Była w nim mowa o "gromadzie przestępców", która zinstrumentalizowała niemiecki naród - słowa te uznano za próbę wybielenia Niemców. Benedykt - jak zauważa komentator "Tagesspiegla" - nie powiedział też nic o katolickim antyjudaizmie i liczbie zamordowanych Żydów.

Franciszek natomiast wszystkie te aspekty zawarł, zdaniem Casdorffa, w jednym zdaniu wpisanym do księgi pamiątkowej muzeum: Panie, przebacz tak wielkie okrucieństwo!


Zobacz relację minuta po minucie z poruszającej wizyty papieża Franciszka w Auschwitz-Birkenau.


(edbie)