„Tak jak już mówiłem wcześniej, zdecydowanie raz jeszcze podkreślam, nic nie wiedziałem o tym w grudniu. Gazeta ‘Rzeczpospolita’ niestety przedstawiła absolutne kłamstwo” - podkreślił premier Mateusz Morawiecki, odnosząc się do artykułu ws. naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej w grudniu 2022 r. przez rosyjską rakietę.

W czwartek premier Mateusz Morawiecki bierze udział w szczycie Europejskiej Wspólnoty Politycznej w Kiszyniowie w Mołdawii. Podczas konferencji szef rządu został zapytany o opublikowany w czwartek w "Rzeczpospolitej" artykuł, w którym napisano, że - według ustaleń dziennika - dowódca operacyjny poinformował premiera Mateusza Morawieckiego i wicepremiera, szefa MON Mariusza Błaszczaka ws. naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej w grudniu 2022 r. przez rosyjską rakietę.

Tak jak już mówiłem wcześniej, zdecydowanie raz jeszcze podkreślam, nic nie wiedziałem o tym w grudniu. Dowiedziałem się pod koniec kwietnia, jak informowałem opinię publiczną. Gazeta "Rzeczpospolita" niestety przedstawiła absolutne kłamstwo - odpowiedział premier Mateusz Morawiecki.

Ocenił, że "jest to niestety dobry przykład działania ruskiej propagandy". Można się zastanowić, jakie były intencje redakcji tej gazety w przedstawieniu tak piramidalnej bzdury, tak wyssanego z palca absurdu i nonsensu - zaznaczył.

Nic, co tam zostało napisane, nie jest prawdą. Coś potwornego, jakich kłamstw się dopuściła gazeta "Rzeczpospolita" - dodał premier.

"Nie było też żadnej informacji telefonicznej"

Wcześniej do sprawy odniósł się rzecznik rządu Piotr Müller. "Informacje z artykułu w dzienniku ‘Rzeczpospolita’ dotyczące raportowania do premiera o wydarzeniach w dniu 16 grudnia 2022 są absolutnie nieprawdziwe" - napisał rzecznik na Twitterze. 

"Premier nie był informowany w grudniu o incydencie. Nie było też żadnej informacji telefonicznej do premiera, o której mowa w artykule. Podane przez gazetę informacje są kłamstwem" - oświadczył Müller.

Dziś posłowie KO Tomasz Siemoniak i Cezary Tomczyk zapowiedzieli złożenie do prokuratury wniosku o możliwości popełnienia przestępstwa przez premiera Mateusza Morawieckiego ws. rakiety znalezionej pod Bydgoszczą.

Dzisiaj składamy wniosek do polskiej prokuratury. Chcemy zawiadomić o możliwości popełnienia przestępstwa przez pana premiera (Mateusza) Morawieckiego w związku z niedopełnieniem obowiązków, w związku z tym, że okłamał opinię publiczną, w związku z tym, że o sprawie rakiety, która spadła na Polskę wiedział od samego początku - powiedział Tomczyk podczas konferencji prasowej w Sejmie.

Tomczyk ocenił, że najpoważniejszym zarzutem wobec Morawieckiego jest fakt, że miał on wiedzieć od samego początku o upadku rakiety, a w tej sprawie "polskie państwo nie zrobiło nic" przez okres pięciu miesięcy.

Jakie są ustalenia "Rzeczpospolitej"?

Jak czytamy w "Rzeczpospolitej", "informacja o niezidentyfikowanym obiekcie i tym, kto został o tym poinformowany, znalazła się w dokumentach służby dyżurnej Centrum Operacji Powietrznych, w meldunku doraźnym tej służby, który powstał przed południem tego dnia, oraz w meldunku szczegółowym, który powstał około godziny 2.30 - 17 grudnia". Podkreślono przy tym, że z ustaleń dziennika wynika, że zostały one zabezpieczone przez NIK ws. rakiety.

27 kwietnia minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, że w okolicach miejscowości Zamość, ok. 15 km od Bydgoszczy, znaleziono szczątki niezidentyfikowanego obiektu wojskowego. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku wszczęła w tej sprawie śledztwo.

Dzień później Dowódca Operacyjny RSZ gen. broni Tomasz Piotrowski poinformował, że "trwają intensywne dochodzenia" w tej sprawie. Jak wskazał, chodzi o ustalenie, w jaki sposób sprzęt mógł się tam znaleźć i jakie jest jego pochodzenie. Gen. Piotrowski nawiązał też do wydarzeń z połowy grudnia ub.r., gdy Rosjanie przeprowadzili jeden ze zmasowanych ataków powietrznych na Ukrainę, wskazał też na próby działań psychologicznych podejmowane przez Rosję.

Kilka dni po incydencie Polska zwróciła się do Stanów Zjednoczonych o pomoc w wyjaśnianiu wątpliwości dotyczących incydentu koło Bydgoszczy.

Premier zapytany na początku maja, kiedy dowiedział się o incydencie pod Bydgoszczą oraz o to, "dlaczego śledztwo zostało wszczęte tak późno" powiedział, że dowiedział się "o tym incydencie wtedy, kiedy poinformował o tym". To było pod koniec kwietnia, kilka dni przed końcem kwietnia, w środku tygodnia - dodał.

10 maja reporterzy RMF FM jako pierwsi ujawnili, że to rosyjski pocisk manewrujący Ch-55 znaleziono w Zamościu koło Bydgoszczy. Tego samego dnia w rozmowie z RMF FM szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmund Andrzejczak zapewnił, że o incydencie z rakietą poinformował swoich przełożonych. Unikał jednak odpowiedzi na pytanie, kiedy dokładnie przekazał informację. Wtedy, kiedy miało to miejsce - stwierdził szef sztabu generalnego. Dopytywany o konkretny termin nie chciał podać żadnej daty. Poczekajmy, aż prokuratura skończy swoje dochodzenie i wtedy będziemy mieli oficjalną wersję. Proszę zapytać pana premiera, pana ministra. Ja robię to, co mam w zakresie swoich obowiązków - mówił.

12 maja szef MON oświadczył, że "procedury i mechanizmy reagowania w sprawie obiektu znalezionego pod Bydgoszczą zadziałały prawidłowo do poziomu dowódcy operacyjnego". Zarzucił gen. Piotrowskiemu, że nie poinformował jego ani odpowiednich służb o pocisku, który wleciał w polską przestrzeń powietrzną. Według ministra w sprawozdaniu z 16 grudnia, które otrzymał od DORSZ, znalazła się informacja, że tego dnia "nie odnotowano naruszenia ani przekroczenia przestrzeni powietrznej RP, co - jak później się okazało - było nieprawdą". Dodał, że ewentualne decyzje personalne zostaną podjęte po konsultacji z prezydentem.

BBN oświadczyło dzień później, że informacje, którymi dysponuje prezydent, "nie uzasadniają podjęcia decyzji personalnych" dotyczących najwyższej kadry dowódczej Wojska Polskiego, prezydentowi nie przedstawiono też żadnego wniosku w tej sprawie. Gen. Piotrowski zaapelował "o rozsądek i ważenie emocji, abyśmy nie dawali pożywki ambitnemu i agresywnemu przeciwnikowi, byśmy nie dawali się dzielić na grupy; by nigdy więcej nie dochodziło do sytuacji, które pomagają przeciwnikowi, a szkodzą nam".