​Nocne opady śniegu w Pjongczangu mocno utrudniły funkcjonowanie olimpijskiej sieci transportowej. Jak się okazało, część autobusów nie posiadało nawet... opon zimowych.

Problemy zaczęły się już wcześniej. Z powodu korków znacznie dłużej trwała podróż z nadmorskiego Gangneung, a w dodatku liczba autobusów nie była wystarczająca i tworzyły się kolejki oczekujących na transport.

Śnieg natomiast pojawił się około godziny 23.00. Choć opady nie były duże, to wystarczyły, aby sprawić spore kłopoty. Niektóre hotele oraz m.in. tor bobslejowo-saneczkowy położone są na stromych wzniesieniach. Kierowcy odmówili jazdy, bo nie tylko nie mieli łańcuchów, ale w części przypadków nawet opon zimowych.

W tej sytuacji jedynym rozwiązaniem pozostawało poruszanie się pieszo. Z toru powrót do centrum prasowego oznaczał około pięciokilometrowy spacer, a przez porywisty wiatr temperatura odczuwalna wynosiła ok. minus 25 stopni Celsjusza. Pokonanie dystansu między hotelami w parku snowboardowym zajmowało natomiast ok. 45 minut.

To prawda, że mamy pewne problemy transportowe, ale pracujemy nad ich rozwiązaniem. Jeszcze w poniedziałek odbędzie się spotkanie z przedstawicielami firm przewozowych. Planujemy zwiększyć częstotliwość kursowania autobusów na najpopularniejszych trasach. Na razie pozostaje mi wszystkich przeprosić - powiedział rzecznik prasowy komitetu organizacyjnego Baik You Sung.

Choć brak odpowiedniego przygotowania do zimy może wywoływać uśmiech politowania, to klimat w tym regionie jest specyficzny. Owszem, mrozy i to duże są tu normą, ale przy symbolicznych opadach śniegu. W lutym ubiegłego roku W Pjongczangu spadło go o połowę mniej niż w Warszawie.

(ph)