Technika czy człowiek? Prokuratura bada przyczyny katastrofy kolejowej pod Szczekocinami koło Zawiercia. A nasz reporter Paweł Świąder rozmawia z samymi kolejarzami. Jego rozmówcy nie chcą zgadywać, co mogło się stać, ale prezentują ciekawe fakty, które rzucają światło na to, jak funkcjonuje polska kolej.

Zobacz również:

Jak twierdzi Leszek Miętek ze Związku Zawodowego Maszynistów, z bezpieczeństwem na polskich torach jest bardzo źle. Z nadzorem i kontrolą przewoźników kompletnie nie radzi sobie Urząd Transportu Kolejowego, któremu brakuje pieniędzy i kadry. Szwankuje szkolenie maszynistów - część przewoźników skłania się do zaledwie czteromiesięcznych kursów. Brakuje też kontroli czasu pracy maszynistów. Możliwe są więc przypadki, że po kilku godzinach pracy u jednego przewoźnika załoga natychmiast zaczyna pracę u kolejnego.

Najważniejszy jednak, zdaniem samych kolejarzy, jest fatalny stan urządzeń zabezpieczających i sygnalizatorów. Najnowsze generacje tych urządzeń są u nas dopiero testowane, a większość obecnie działających pochodzi z lat 60. ubiegłego wieku.

Przeczytaj pismo ws. bezpieczeństwa na kolei, jakie 8 lutego wysłali do ministra transportu maszyniści

Awaria albo błąd człowieka

W katastrofie kolejowej pod Szczekocinami zginęło co najmniej 16 osób, a blisko 60 zostało rannych. Śledztwo w sprawie wypadku wszczęła Prokuratura Okręgowa z Częstochowie. Dwa główne, równorzędnie traktowane, wątki śledztwa mówią o błędzie ludzkim lub awarii.

Miejsce, w którym doszło do katastrofy, to prosty odcinek torów, niedawno remontowany. Torowisko znajduje się na nasypie. Dwa pociągi powinny się tam minąć, jadąc dwoma równoległymi torami, jednak tym razem znalazły się na jednym torze. W tym miejscu mamy do czynienia z normalnym, dwutorowym szlakiem. Jeden z pociągów był na szlaku właściwym, drugi - na szlaku niewłaściwym, jechał pod prąd. Pociąg Intercity jechał prawidłowo, pociąg Interregio jechał po szlaku nieprawidłowym - informował minister transportu Sławomir Nowak.

Dlaczego składy znalazły się na jednym torze - na razie nie wiadomo. Ustalono natomiast, że dyżurni, kierujący ruchem w momencie katastrofy, nie mieli alkoholu w wydychanym powietrzu.

Takiej tragedii na polskich torach nie było od lat

Katastrofa kolejowa pod Szczekocinami to najtragiczniejszy wypadek na torach w ostatnim dwudziestoleciu.

Największa w Polsce katastrofa kolejowa wydarzyła się w sierpniu 1980 roku w Otłoczynie koło Torunia - zginęło wtedy 67 osób, a 62 zostały ranne. Pociąg pasażerski zderzył się tam ze składem złożonym z pustych wagonów towarowych. Maszynista tego ostatniego z nieustalonych do dziś przyczyn ruszył na szlak w kierunku Torunia, zignorował sygnał "Stój!" na semaforze i wjechał na tor przeznaczony do jazdy w przeciwnym kierunku. Służby zabezpieczenia ruchu kolejowego, choć odkryły zagrożenie, z powodu braku łączności radiowej z maszynistami nie były w stanie zatrzymać pociągów.