Naczelna Prokuratura Wojskowa zaprzecza prasowym doniesieniom, jakoby wznowiono przesłuchania funkcjonariuszy BOR odpowiedzialnych za zabezpieczenie tupolewa. O sprawie napisał czwartkowy "Nasz Dziennik".

"Informacja ta jest nieprawdziwa. Prokuratorzy Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie (prowadzącej śledztwo dotyczące katastrofy smoleńskiej) nie przesłuchali w 2013 r. żadnego funkcjonariusza Biura Ochrony Rządu, który 10 kwietnia 2010 r. wykonywał czynności związane ze sprawdzeniem samolotu Tu-154 M nr 101 pod kątem obecności materiałów wybuchowych" - napisał w komunikacie rzecznik NPW płk Zbigniew Rzepa.

Dodał przy okazji, że dwóch funkcjonariuszy BOR prokuratura przesłuchała 24 i 25 lipca 2012 r., a więc prawie rok temu. Kpt Marcin Maksjan z NPW pytany, czy "Nasz Dziennik" w czwartkowym tekście cytuje właśnie te zeznania, odmówił odpowiedzi na to pytanie. Jak podkreślił, prokuratura nie chce w żaden sposób identyfikować świadków ani odnosić się do tego, czy cytowane fragmenty faktycznie są zeznaniami ze śledztwa.

Według "Naszego Dziennika" ze wznowionych przez prokuraturę przesłuchań funkcjonariuszy BOR wynika, że przed wylotem do Smoleńska pirotechnik z psem nie sprawdził luku bagażowego, trapu i zewnętrznej powłoki tupolewa. Gazeta napisała też, że pirotechnik Roman B. miał tłumaczyć prokuratorom, że nie zrobił tego z powodu hałasu. Jak podała gazeta, "z zeznań odebranych od oficerów na początku tego roku wynika jednoznacznie, że przed wylotem do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r. Biuro nie dokonało właściwego sprawdzenia tupolewa pod względem pirotechnicznym".

NPW dementuje te doniesienia.