Stenogramy z zapisami nagrania z wieży smoleńskiego lotniska oraz nagrania z samolotu Jak-40, lądującego w Smoleńsku przed katastrofą Tu-154, zostały opublikowane na stronie internetowej Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Opublikowano też zeznania pilota i nieżyjącego już technika pokładowego tego samolotu. Według prokuratury, zeznania załogi Jaka-40 ws. wysokości zejścia zmieniały się w trakcie trwania śledztwa.

Pierwszy z tych stenogramów - odnoszący się do grupy kierowania lotami - liczy 379 stron, zaś drugi - dotyczący Jaka-40 - 102 strony. Wypowiedzi w językach angielskim i rosyjskim zostały przetłumaczone na język polski przez biegłego. Dodano do tego zeznania Remigiusza Musia, nieżyjącego już technika pokładowego jaka oraz pilota tej maszyny Artura Wosztyla.

Stenogram z wieży lotniska Smoleńsk Północny

Stenogram z rejestratora samolotu JAK-40

Protokoły przesłuchania świadka R. Muś

Protokoły przesłuchania świadka A. Wosztyl

Oba stenogramy zostały przygotowane w ramach opinii fonoskopijnych odnoszących się do tych nagrań i sporządzonych przez krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych. Te dwie opinie prokuratura otrzymała tydzień temu.

Z opinii nagrania z wieży smoleńskiego lotniska wynika, że kontrolerzy nie polecili załodze Tu-154 zejścia do wysokości 50 metrów - podał mjr Marcin Maksjan z NPW.

Nieżyjący już Remigiusz Muś, były technik pokładowy Jaka-40, utrzymywał, że kontroler z wieży w Smoleńsku zezwolił załodze prezydenckiego samolotu na zejście do wysokości 50 m.

Maksjan powiedział dziennikarzom, że ze strony 298. opinii wynika, iż polecenie dla załogi Tu-154 dotyczyło gotowości do odejścia na drugi krąg od wysokości 100 m. Nie chciał oceniać, czy świadek się pomylił.

Prokuratura: Zeznania załogi Jaka-40 ws. wysokości zejścia zmieniały się

Zeznania dwóch członków załogi Jaka-40 w sprawie wysokości, do jakiej wieża lotniska w Smoleńsku zezwoliła zejść Tu-154M, zmieniały się - mówił Maksjan.

Muś utrzymywał w wypowiedziach cytowanych dotychczas przez media, że kontroler z wieży w Smoleńsku zezwolił załodze prezydenckiego samolotu na zejście do wysokości 50 m. Także pilot Jaka-40 Artur Wosztyl mówił o zezwoleniu zejścia do 50 metrow.

Maksjan zacytował zapis ujawnionego stenogramu nagrań z wieży smoleńskiego lotniska i wypowiedzi kontrolera do załogo Tu-154M: "Polski sto jeden, od stu metrów bądź gotowy do odejścia na drugi krąg".

Kwestia zezwolenia na zejście na 50 m pojawiła się w zeznaniach dwóch członków załogi samolotu Jak-40 - powiedział Maksjan. Samolot ten z kilkunastoma pasażerami - m.in. dziennikarzami, którzy mieli obsługiwać uroczystości w Katyniu - wylądował kilkadziesiąt minut przed katastrofą Tu-154M, a w chwili jego lądowania warunki na lotnisku były już bardzo trudne. 

Proszę zwrócić uwagę, na ewolucję treści składanych zeznań; to jest bardzo interesujące - ocenił Maksjan.

Wskazał na przykład, że 10 kwietnia 2010 r. Muś zeznawał: "Kontroler poinformował ich, aby byli przygotowani na odejście na drugi krąg z wysokości 50 m". Z kolei - jak dodał - 23 czerwca 2010 r. Muś zeznał: "Wydaje mi się, że kontroler powiedział Tu-154M, że mają być gotowi na odejście na drugi krąg z wysokości nie mniejszej niż 50 m". 

W końcu - 30 stycznia 2012 r. - po okazaniu stenogramu i odsłuchaniu nagrania z rejestratora - jak zacytował Maksjan - zeznał: "Ja wtedy zrozumiałem, że kontroler mówił 50 m. Nigdy tego później nie weryfikowałem w żaden sposób i dopiero dzisiaj po zapoznaniu się z okazanym mi stenogramem stwierdzić mogę, iż mowa jest o 100 m". 

Z kolei Wosztyl - jak zacytował Maksjan - 12 marca 2012 r. po odsłuchaniu nagrania zeznał: "Nie wydaje mi się, abym się pomylił, ale nie mogę tego wykluczyć".

Sam Artur Wosztyl, podczas dzisiejszej konferencji prasowej, cały czas podtrzymywał, że rosyjscy kontrolerzy lotów polecili załodze prezydenckiego tupolewa, by byli gotowi na odejście na drugi krąg z pułapu 50 metrów. Według Wosztyla to było kilkadziesiąt minut przed lądowaniem, gdy Rosjanie pytali załogę tupolewa o zapas paliwa i lotniska zapasowe. Zastrzegł, że nie może się wypowiadać, czy podczas sprowadzania maszyny na lotnisko ta komenda była powtórzona, bo wtedy nie było go już przy radiostacji. W stenogramach jest wtedy mowa o 100 metrach, czyli dopuszczalnym pułapie. Informacja o stu metrach padła, gdy samolot znajdował się na prostej. To, o czym ja mówię - wówczas samolot znajdował się zdecydowanie dalej od lotniska - tłumaczył Wosztyl.

Wieża lotów: Odesłać tupolewa na Wnukowo

Za stenogramów rozmów kontrolerów z wieży wynika, że służby meteo nie prognozowały mgły. Kontrolerzy chcieli, by główne centrum dowodzenia w Moskwie odesłało Tu-154 na lotnisko Moskwa-Wnukowo.

Kurde, moim zdaniem (...) na razie nie należy go naprowadzać. Nie ma sensu, nie widzę teraz już (...) - mówi o 9.28 jedna z osób z wieży. Co za mgła kurde. O dziesiątej godzinie. Co za dom wariatów - dodaje minutę później inna osoba.

Dowódca kontrolerów płk Nikołaj Krasnokutski o pogodzie wielokrotnie rozmawiał z oficerem operacyjnym, mjr. Kurtincem. O 9.39 mówi: "Smoleńsk przykryło". Przyczyna? - pyta operacyjny. Mgła - pada odpowiedź. Kurtiniec dopytuje, czy "na długo". Nie wiemy, na razie niegotowy, w prognozie jej nie było, w ciągu 20 minut wszystko przykryło. Teraz Frołow (pilot rosyjskiego Iła-76, który bez powodzenia próbował wylądować w Smoleńsku - PAP), odsyłamy na zapasowe do Tweru - odparł Krasnokutski.

Już wtedy, po przekazaniu do Smoleńska, że polska "tutka" wyleciała w ich stronę, oficer z wieży mówił, że "trzeba dla nich szukać zapasowego" lotniska, (ustalono, że mogłoby to być Wnukowo). Bez wątpienia próbne podejście wykona, do swojego minimum. Ale u nas nie ma ani minimum, danych, niczego nie ma - mówił. Ustalał jeszcze z mjr. Kurtincem, do jakiej wysokości mają sprowadzać maszynę. Do stu metrów, kurde - powiedział operacyjny, dodając: "niżej nie zejdzie". No ja przekażę do głównego centrum i oni tam rozstrzygną - powiedział na koniec.

O 9.51 zastępca Krasnokutskiego ppłk Paweł Plusnin kolejny raz rozmawiał z mjr. Kurtincem o odsyłaniu tupolewa na Wnukowo. Rozmawiałem z głównym centrum, zabiorą na Wnukowo" - obiecał operacyjny i dodał, że główne centrum ma to przekazać "głównemu Polakowi - jak określano w rozmowach prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wybrano Wnukowo, a nie Twer, bo - jak mówił o 10.17 Kurtiniec - w Twerze nie ma urzędu celnego. O 10.17 Kurtiniec informował jeszcze lotnisko w Smoleńsku, że polski samolot leci na Wnukowo.

Od godz. 10.06 osoby na wieży rozmawiają o tym, jak w języku angielskim mówi się "odejście na drugi krąg". Go around - mówi jeden z nich i tłumaczy, że znaczy to "odejście na drugi krąg". Na lotnisko zapasowe - upewnia się rozmówca. O 10.20 dowiadują się, że polski tupolew leci jednak do Smoleńska. K..., to kurde... rozumiem - powiedział ppłk Plusnin. Dwie minuty później kontaktuje się z drugim lotniskiem w Smoleńsku i dopytuje "pod czyją kontrolą leci teraz polski samolot?". Moskwa tam dowodzi - słyszy w odpowiedzi. No to trzeba im jakoś przekazać dopóki pracują normalnie, kurde, że u nas jest mgła, widzialność mniej niż 400 metrów, kurde, po co go teraz do nas gnać? - mówi. Chwilę później zgłasza się do niego po rosyjsku załoga polskiego samolotu "Korsaż start, polski 101, dzień dobry".

Lasek: Wszystko się potwierdziło i jest spójne

To w zasadzie potwierdza to, co wiemy od 2011 r. po opublikowaniu raportu komisji Jerzego Millera i jest spójne - tak szef zespołu smoleńskiego przy kancelarii premiera Maciej Lasek komentuje nowe odczyty nagrań z wieży lotniska ze Smoleńska. Dodał, że przy tak znacznym stopniu zaszumienia nagrań mogą się znaleźć drobne różnice w obu odczytach, ale dotyczy to "najczęściej bardzo mało istotnych słów padających w tle".

Wszystkie najważniejsze informacje, korespondencja radiowa, wydawane zgody czy polecenia, wszystko się potwierdza, i co najważniejsze jest spójne - ocenił Lasek. Przyznał, że były wypowiedzi, których nie udało się odczytać ani komisji Millera, ani teraz biegłym.

Mamy do czynienia z zeznaniem, czyli z czymś, co człowiek mówi, nawet nie zakładając złej woli, że jemu się wydaje, że coś słyszał - powiedział Lasek o sprawie zeznań Musia.

Lasek wyraził przypuszczenie, że Muś mógł słabo znać jęz. rosyjski, tak jak i reszta załogi Jaka-40. To ludzie, których w szkole nie uczono jęz. rosyjskiego - zwrócił uwagę. Podkreślił, że załoga Jaka-40 przy lądowaniu w Smoleńsku nie rozumiała niektórych słów padających z wieży - dlatego m.in. po wylądowaniu pojechali w prawo, choć dostali komendę: "Rulaj priamo ("kołuj prosto").

Już pod koniec 2012 r. Lasek mówił, że analiza nagrań nie potwierdza wersji o sprowadzaniu Tu-154M do wysokości 50 m.

Rejestrator jaka zapisywał jedynie rozmowy wykonywane przez radio

Biegli podczas swoich wielomiesięcznych prac nad tymi opiniami i stenogramami najpierw analizowali nagranie z wieży. NPW wyjaśniała, że kolejność badań wynikała z faktu, że aby móc precyzyjnie określić czas wypowiedzi zapisanych na rejestratorze Jaka-40, konieczne było uprzednie odtworzenie wypowiedzi z wieży lotniska w Smoleńsku. Rejestrator Jaka-40 zapisywał jedynie rozmowy wykonywane przez radio.
 
18 stycznia 2011 r. kierowana przez ówczesnego szefa MSWiA polska komisja badająca katastrofę ujawniła część nagrań z wieży w Smoleńsku. Polska komisja wskazywała, że rosyjscy kontrolerzy lotu popełnili 10 kwietnia 2010 r. liczne błędy, działali pod presją i nie byli wystarczającym wsparciem dla załogi Tu-154M.
 
Wówczas w odpowiedzi, jeszcze tego samego dnia, Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) opublikował zapisy rozmów kontrolerów lotów. Zamieszczone przed czterema laty na stronie MAK materiały obejmowały: zapisy tzw. otwartego magnetofonu, zapisy rozmów telefonicznych i zapisy rozmów radiowych. Dokumenty te liczyły - odpowiednio - 40, 18 i 25 stron.
 
Szczególnie dramatyczna była końcówka zapisu rozmów radiowych, z której wynikało, że kontrolerzy nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji, a gdy zorientowali się, że samolot runął na ziemie, wpadli w panikę i porozumiewali się między sobą już tylko za pomocą niecenzuralnych wyrazów.
 
Z kolei prokuratura wojskowa - w styczniu 2012 r. - ujawniła wnioski oraz zamieściła na stronie internetowej stenogram z opinii dotyczącej nagrania z kokpitu Tu-154M. Opinię i stenogram z "czarnej skrzynki" Tu-154M przygotował również krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych.
 
Z analizy opinii krakowskiego instytutu wynika, że biegli nie zidentyfikowali części zarejestrowanych na nagraniu wypowiedzi. Powodem takiego stanu rzeczy jest stosunkowo niska jakość dowodowego nagrania - przyznawała prokuratura.
 
Dlatego w lutym zeszłego roku prokuratorzy wojskowi i biegli ponownie skopiowali w Rosji nagrania z kokpitu. Biegli liczą, że przy użyciu nowej metodologii i sprzętu uda się dokonać "skuteczniejszego odsłuchu" tego zapisu. Efekty tych prac mają znaleźć się w całościowym opracowaniu dotyczącym tragicznego lotu z 10 kwietnia 2010 r., które dla prokuratury przygotowuje od lata 2011 r. zespół biegłych. 

(mpw)