Polski prokurator odebrał w rosyjskim Komitecie Śledczym próbki - z wraku samolotu i gleby - pobrane na miejscu katastrofy w Smoleńsku. To materiały, na których wykryto cząstki wysokoenergetyczne, co może świadczyć o obecności materiałów wybuchowych. W środę próbki trafią do Polski.

To 255 próbek z wraku tupolewa i gleby. Wszystkie są nienaruszone - poinformował podpułkownik Karol Kopczyk, przedstawiciel Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie. W środę próbki zostaną przetransportowane do Polski wojskowym samolotem transportowym CASA. Trafią do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w Warszawie, gdzie zostaną przebadane. Jak twierdzi prokuratura, ekspertyzy mogą potrwać od kilku miesięcy do pól roku.

Badania próbek dadzą odpowiedź

Badania kilkuset próbek pobranych przez polskich prokuratorów w Smoleńsku mają wyjaśnić kwestię obecności cząsteczek materiałów wybuchowych we wraku prezydenckiego tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku.

Medialne zamieszanie wokół doniesienia o materiałach wybuchowych

Polscy prokuratorzy mieli wątpliwości co do rosyjskiej ekspertyzy pirotechnicznej. Nasi biegli odmówili podpisania ostatecznej opinii o przyczynach zgonu ofiar katastrofy bez dokładnego przebadania wraku. Dlatego do Smoleńska - wraz z prokuratorami - pojechali biegli pirotechnicy z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego oraz Centralnego Biura Śledczego. 

Pod koniec października "Rzeczpospolita" opublikowała sensacyjny artykuł, z którego wynikało, że urządzenia wykazały, iż na 30 fotelach lotniczych są ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje miały zostać znalezione również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem.

Jeszcze tego samego dnia informacje te częściowo zdementowała Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Płk Ireneusz Szeląg poinformował na konferencji prasowej, że urządzenia wykorzystane w Smoleńsku wykazały obecność cząstek wysokoenergetycznych, które mogą wchodzić w skład materiałów wybuchowych, ale nie muszą.

Później ze swojego artykułu wycofała się także "Rzeczpospolita", która opublikowała oświadczenie, że pomyliła się, pisząc o trotylu i nitroglicerynie. To mogły być te składniki, ale nie musiały - oznajmiła, zaznaczając jednak, że "nie można wykluczyć materiałów wybuchowych".