Nie było problemu ze zorganizowaniem wejścia na lotnisko w Smoleńsku, ale Biuro Ochrony Rządu nie zwracało się o to ambasady - zeznał przed sądem jeden z pracujących tam w 2010 r. dyplomatów, świadek w procesie b. wiceszefa BOR gen. Pawła Bielawnego. Generał jest oskarżony o nieprawidłowości w przygotowaniu wizyt w Smoleńsku i Katyniu premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego z 7 i 10 kwietnia 2010 r. Nie przyznaje się do winy.

Sąd przesłuchał dwóch dyplomatów z moskiewskiej ambasady. Jeden z nich, Paweł K., który pracował w moskiewskiej placówce jako radca ds. prasowych potwierdził wcześniejsze zeznania m.in. ambasadora Jerzego Bahra i Tomasza Turowskiego, że funkcjonariusze BOR przygotowujący wizytę nie zostali dopuszczeni na samo lotnisko Smoleńsk-Siewiernyj. A to z racji tego, że teren lotniska był w dyspozycji wojska. Wejście tam bez uzgodnienia ze stroną rosyjską nie było możliwe - podkreślił. Nie wiem, czy była wizja lokalna na lotnisku - nie miało tam być żadnego punktu z udziałem mediów - dodał.

Dyplomata zeznał, że jeszcze w marcu 2010 r. grupa przygotowawcza chciała przylecieć na lotnisko w Smoleńsku, ale strona rosyjska podkreślała, że całe lotnisko jest zaśnieżone i nie ma tam sprzętu ani ludzi, by zapewnić odśnieżony pas - a śnieg ciągle padał.

Jako drugi przesłuchany został Grzegorz C.. W 2010 r. świadek pracował w ambasadzie RP w Moskwie jako drugi sekretarz odpowiedzialny za kwestie protokołu dyplomatycznego - w tym przekazywanie polskich wniosków o zgody dyplomatyczne na przylot do kraju samolotu specjalnego. Swoje obowiązki realizowałem według pragmatyki obowiązującej w placówce. Pismo o tym, że lotnisko w Smoleńsku jest nieczynne - o czym informował nas przedstawiciel strony rosyjskiej Siergiej Kudriawcew - przekazaliśmy do Mariusza Kazany - szefa protokołu dyplomatycznego MSZ - zeznał.

Podkreślił, że Kudriawcew zapewniał, iż jeśli uda się uzyskać otwarcie lotniska na 7 kwietnia - gdy w Katyniu ma być premier Tusk i premier Rosji Władymir Putin - to lotnisko będzie też otwarte na przylot prezydenta Kaczyńskiego 10 kwietnia. Dodał, że FSO zapewniało stronę polską, iż charakter wizyty prezydenta (w odróżnieniu od wizyty premiera Tuska z 7 kwietnia nie była to wizyta oficjalna na zaproszenie strony rosyjskiej - PAP) nie będzie wpływał na poziom jej zabezpieczenia.

Świadek stwierdził, że polski MSZ późno, bo pod koniec marca, powiadomił ambasadę o konieczności notyfikowania stronie rosyjskiej wizyty prezydenta. Jak przypomniał, powinno się zachować 14-dniowy termin od wniosku do uzyskania zgody dyplomatycznej na ten przelot. Mój rosyjski odpowiednik zapewniał mnie, że zgody czekają na podpis i że w późniejszym terminie zostanę telefonicznie powiadomiony o numerach tych zgód- zeznawał dyplomata dodając, że w 14-dniowym terminie zgoda dyplomatyczna na lądowanie prezydenta w Smoleńsku nie nadeszła.

Ambasada nie została powiadomiona o chęci grupy przygotowawczej, by wizytować lotnisko. 25 marca grupa przygotowawcza nie była zainteresowana wizytacją lotniska - zeznał Grzegorz C. Według niego, nie było problemu z uzyskaniem wejścia na teren lotniska. Gdyby ktoś mnie o to prosił, załatwiłbym to. Nie uczestniczyłem w rozmowach BOR i FSO. Być może taka próba miała miejsce, ale nic mi nie wiadomo, by ktoś prosił o to ambasadę. W związku z brakiem zapytań z Warszawy o schematy lotniska, nie żądaliśmy pisemnego potwierdzenia ich aktualności - mówił.

B. wiceszef BOR Paweł Bielawny jest oskarżony o niedopełnienie, od 18 marca do 10 kwietnia 2010 r., obowiązków związanych z planowaniem, organizacją i realizacją zadań ochronnych Biura. Według Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga "skutkowało to znacznym obniżeniem bezpieczeństwa ochranianych osób, czym działał na szkodę interesu publicznego, tj. zapewnienia ochrony prezydentowi RP i prezesowi Rady Ministrów oraz interesu prywatnego osób pełniących urząd prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki Marii Kaczyńskiej oraz urząd prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska".