Zdjęcia szczątków tupolewa, odkrytych w garażu w Smoleńsku, dostała prokuratura wojskowa. Przekazał je tam burmistrz Ursynowa, który podczas wizyty w miejscu katastrofy na posesji pobliskiego mieszkańca widział fragmenty polskiego samolotu i - jak twierdzą Rosjanie - ubrania ofiar. Polscy delegaci nie zabrali ich do kraju, bo bali się, że zostaną zatrzymani na granicy. W środę przesłuchano w tej sprawie trzy osoby.

Śledczy rozmawiali z Piotrem Guziołem - burmistrzem Ursynowa, który zrobił zdjęcia szczątków tupolewa w garażu pewnego rolnika. W prokuraturze przesłuchano jeszcze trzech samorządowców, którzy byli w delegacji.

Guzioł wyjaśniał w rozmowie z RMF FM, dlaczego polska delegacja nie zabrała rzeczy z katastrofy do Polski. Tłumaczył, że w naszym kraju są przecież odpowiednie służby, by zabezpieczyć odkryte szczątki samolotu. A co najważniejsze, w garażu razem z Polakami byli przedstawiciele władz Smoleńska. Przy samych tych garażach gdzie byliśmy, Rosjanie mówili, że trzeba będzie prawdopodobnie policję zawiadomić. Następnego dnia, jak się żegnaliśmy, przedstawiciele urzędu powiedzieli, że jeszcze tego samego dnia powiadomili rosyjskie organa - mówi Guzioł.

Burmistrz Ursynowa dodaje, że w garażu nie było z samorządowcami nikogo z polskiego konsulatu i nie informował polskich służb dyplomatycznych. Uznał, że nie ma potrzeby, bo sprawa natychmiast stała się głośna. Jak twierdzi, po reakcji mężczyzny, który pokazał polskim samorządowcom trzy reklamówki z częściami tupolewa, można sądzić, że podobne znaleziska ma dużo osób w Smoleńsku.

Rzeczy ofiar w garażu rolnika?

Guzioł twierdzi, że rolnik ze Smoleńska pokazał polskiej delegacji trzy reklamówki rzeczy zabranych z miejsca katastrofy smoleńskiej, które miał schowane w garażu. Burmistrz nie ma wątpliwości, że chodzi o części z rozbitego tupolewa. Dodaje, że widział ubrania ofiar. Rozpoznał co najmniej trzy części garderoby.

Mężczyzna, który pokazał polskiej delegacji rzeczy z katastrofy zgromadzone w garażu, twierdzi, że odkupił wszystko od zbieraczy złomu. Za 250 rubli, czyli 25 złotych.

Tymczasem rzecznik smoleńskiego gubernatora. Andriej Jewsiejenkow oświadczył we wtorek, że polska delegacja, która w poniedziałek, nie poinformowała go o żadnym takim znalezisku. Przypomniał, że próbowano już sprzedawać Polakom części samolotów, które nie miały nic wspólnego z rozbitym tupolewem. U nas w mieście jest wielu wariatów, którzy mogą różne rzeczy pokazywać - zaznaczył.