Prokuratura Rejonowa Białystok-Północ wszczęła śledztwo w sprawie dezercji polskiego żołnierza na Białoruś. Śledczy ustalają obecnie, gdzie jest mężczyzna, by móc postawić mu zarzuty. Możliwy jest wniosek do sądu o areszt tymczasowy i list gończy za żołnierzem.

Emil Czeczko, polski żołnierz stacjonujący na granicy, porzucił służbę i uciekł na Białoruś. Należał do 11. Mazurskiego Pułku Artylerii 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej.

W sprawie dezercji śledztwo wszczęła Prokuratura Rejonowa Białystok-Północ.

"W Dziale do spraw Wojskowych Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ zostało wszczęte śledztwo w sprawie o przestępstwo z art. 339 par. 3 KK. Wydano również postanowienie o przedstawieniu zarzutu dla Emila Cz." - przekazała rzeczniczka warszawskiej Prokuratury Okręgowej Aleksandra Skrzyniarz.

Zgodnie z przywołanym przepisem Kodeksu karnego żołnierz, który w czasie dezercji ucieka za granicę albo przebywając za granicą uchyla się od powrotu do kraju, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.

Dezerter poprosił o azyl

Prokuratura podaje, że obecnie śledczy ustalają miejsce pobytu mężczyzny, by móc postawić mu zarzuty. Prokuratura nie wyklucza wniosku o tymczasowe aresztowanie, który poprzedzałby wydanie takiego listu. 

Białoruski Państwowy Komitet Graniczny (GPK) podał, że polski żołnierz poprosił o azyl na Białorusi.

Białoruscy pogranicznicy podali, że "w związku z brakiem zgody na politykę Polski w sprawie kryzysu migracyjnego oraz praktyki nieludzkiego traktowania uchodźców, żołnierz wystąpił o azyl polityczny w Republice Białorusi".

Białoruskie media przeprowadziły z żołnierzem wywiady. Dziennikarka kanału Biełaruś-1 Ksienija Labiedziewa na kanale Telegram opublikowała zdjęcie z rozmowy z żołnierzem oraz jego kartę identyfikacyjną grupy krwi.

Na jednym z nagrań żołnierz mówi, że "teraz polskie służby będą się starały zrobić z niego najgorszego człowieka oraz powiedzą, że stwarzał on problemy w wojsku". Miał również wspomnieć o tym, jak "polscy pogranicznicy zastrzelili co najmniej dwóch polskich wolontariuszy".

"Najprawdopodobniej nie chcą przyznać, że o wszystkich rzeczach, zabiegach, które zrobili, żeby żaden żołnierz nie uciekł. Żeby zrobić wszystko, żeby zatuszować całą sprawę. Żeby nie mogli na koniec powiedzieć jednej rzeczy: że jeden im uciekł. Że uciekł i powiedział, co się stało. (...) Teraz co mogą zrobić, to starać się zrobić ze mnie ostatniego najgorszego człowieka" - miał powiedzieć polski żołnierz.

Żołnierz miał problemy z prawem

Tymczasem szef MON Mariusz Błaszczak zdymisjonował przełożonych Emila Czeczko. Jak przekazał w mediach społecznościowych, mężczyzna miał "poważne kłopoty z prawem i złożył wypowiedzenie z wojska". "Nigdy nie powinien zostać skierowany do służby na granicę" - podkreślił Błaszczak. 

O problemach z prawem mężczyzny informował reporter RMF FM Piotr Bułakowski. Według jego ustaleń, żołnierz w ubiegłym tygodniu został zatrzymany do kontroli przez policję. Badanie alkomatem pokazało prawie 1,5 promila alkoholu. Policjanci wykonali też test na obecność narkotyków, który wskazał, że Czeczko wcześniej palił marihuanę.

Onet pisze natomiast, że siostra dezertera była związana z obywatelem Białorusi, a on sam miał tam znajomych. "Decyzja o ucieczce nie musiała być podjęta przez niego, lecz była początkiem operacji białoruskich służb" - zaznacza Onet.

W związku z dezercją żołnierza odwołani zostali jego przełożeni. Są to: dowódca baterii, dowódca plutonu i dowódca 2. dywizjonu w Węgorzewie