Nazistowskie hasła w czasie protestu mieszkańców stanu Illinois w sprawie ponownego otwarcia gospodarki. Mieszkańcy domagali się od gubernatora zniesienia restrykcji związanych z epidemią koronawirusa. W Chicago protestowali również imigranci z wielu państw, w tym z Polski.

Wśród haseł typu "Arbeit Macht Frei" w czasie tego samego protestu powiewały - o zgrozo -  biało-czerwone flagi. Ale i Polacy nie najlepiej wypowiadali się pod adresem gubernatora Chicago: "Gruby, tępy i bez wykształcenia".

Paweł Żuchowski, amerykański korespondent RMF FM o tej sprawie rozmawiał z jedną z Polek, która brała udział w tej manifestacji.

Z Pauliną Kraśniewską-Worwą, nasz dziennikarz rozmawiał też o tym, dlaczego mieszkańcy tego stanu uważają, że już czas zacząć znosić wprowadzone zarządzenia. Eksperci twierdzą, że to zdecydowanie za wcześnie. Paulina Kraśniewska - Worwa, która jest pielęgniarką środowiskową, uważa, że ludzie nauczyli się już zachowywać dystans społeczny i wszelkie inne środki bezpieczeństwa.

Ludzie z grupy podwyższonego ryzyka powinni zachowywać większe środki ostrożności, takie osoby powinny jeszcze trochę poczekać, nadal prosić znajomych czy rodzinę o dowóz jedzenia, nosić maseczki, jeżeli muszą gdzieś wyjść - podkreśla. Zastanawia się jednak nad tym czy wszyscy ludzie nadal powinni siedzieć w domach.

Polka nie ma wątpliwości, że koronawirus jest niebezpieczny: Koronawirus jest, wiemy o tym, że jest i szaleje. Wiemy, że jest dużo zgonów z powodu COVID-19. Ale uważam, że powoli powinniśmy zaczynać tak naprawdę otwierać wszystko. Może z pewnymi jakimiś wytycznymi.

W ciągu ostatniej doby liczba zmarłych z powodu koronawirusa w Stanach Zjednoczonych wzrosła o 1450  - wynika z najnowszych danych Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa w Baltimore. To trzeci dzień z rzędu z mniej niż 2 tys. ofiar śmiertelnych w USA. Łącznie od początku epidemii w USA odnotowano 67 674 zgonów osób zakażonych Sars-CoV-2. Poprzednie dobowe bilanse informował o 1435 i 1883 zgonach. W Stanach Zjednoczonych przeprowadzono do tej pory ponad 1 mln 157 tys. testów na koronawirusa z wynikiem pozytywnym. W ciągu doby liczba ta zwiększyła się o ok. 25 tys. Łącznie w USA wykonano ponad 7 mln testów.


Protesty w sprawie dalszego utrzymywania obostrzeń odbywają się od wielu dni w różnych częściach Stanów Zjednoczonych. Eksperci studzą jednak te oczekiwania. Gubernator Stanu Nowy Jork, choć cieszy się ze spadającej liczny zgonów, podkreśla, że za wcześniej na podejmowanie ryzykownych kroków. 

"Nigdy nie mówiliśmy, że to koniec. (...) Mój instynkt podpowiada, że kiedy ludzie widzą zmniejszające się liczby, mogą odczuwać fałszywą otuchę" - zauważył, dodając, że codziennie hospitalizowanych jest wciąż ok. 1000 nowych pacjentów.

"Druga fala epidemii koronawirusa w Stanach Zjednoczonych jest nieuchronna. To jaka będzie, zależy od tego, w jaki sposób USA się do niej przygotują" - powiedział natomiast dyrektor amerykańskiego Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych Anthony Fauci. W rozmowie ze stacją CNN Fauci ocenił, że wiele zależy od najbliższych miesięcy i tego, jak zachowywać się będą Amerykanie, by ograniczać rozwój epidemii.

"Jeśli nie zrobimy tego skutecznie, to możemy mieć złą jesień i zimę" - ostrzegł. Fauci po raz kolejny powiedział, że zbyt szybkie znoszenie ograniczeń na poziomie stanowym może spowodować, że wirus nie zostanie ostatecznie pokonany. Za kluczowe w walce z nim uznał rozwój systemu testowania oraz izolowanie zakażonych.

Niektóre stany w USA rozpoczęły stopniowe otwieranie gospodarki. Wśród nich jest Georgia, gdzie gubernatorska decyzja w tej sprawie spotyka się z krytyką burmistrzów największych miast. Doradca prezydenta USA Donalda Trumpa i jego zięć Jared Kushner uważa, że maj będzie okresem przejściowym. "Myślę, że do czerwca zobaczymy, iż znaczna część kraju wróci do normalności" - ocenił w wywiadzie dla telewizji Fox News.