Grupa konserwatywnych posłów Izby Gmin planuje interwencję w Pałacu Buckingham w przypadku gdyby rząd zignorował wolę parlamentu odnośnie brexitu. Następcę premier Theresy May poznamy już w przyszłym tygodniu. Przyszłym premierem Wielkiej Brytania prawdopodobnie zostanie były burmistrz Londynu Boris Johnson. Media i konstytucjonaliści zastanawiają się, jaką role do odegrania miałaby monarchini.

Królowa Elżbieta II nie miesza się do polityki, ale jest głową państwa. To w jej imieniu powoływany jest rząd. Ona też otwiera co roku sesje parlamentu i choć premier pisze jej przemówienia, brytyjska monarchini posiada prawa, z których teoretycznie mogłaby skorzystać. Dlatego w przypadku, gdyby przyszły rząd zmierzał do twardego brexitu i ignorował wolę parlamentu, grupa posłów z rządzącej Partii Konserwatywnej zamierza skłonić królową, żeby osobiście udała się do Brukseli i poprosiła, by Wielka Brytania mogła nadal pozostać w Unii Europejskiej.

To niezwykłe, że w ogóle o tym mówimy - zauważa Catherine Haddon, z instytutu zajmującego się analizą pracy rządu. Jej zdaniem to wręcz kosmiczny scenariusz, ale wskazuje na desperację, jaka panuje w kręgach parlamentarnych - ludzie zaczynają chwytać się brzytwy.

Wielka Brytania ma opuścić Unię Europejską z końcem października. Wczoraj Izba Gmin zatwierdziła plan, który utrudni przyszłemu rządowi przeprowadzanie twardego brexitu. Typowany na premiera Boris Johnson nie wyklucza nawet zawieszenia pracy parlamentu w celu wyprowadzenia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej bez umowy.

Parlamentarzyści zadbali już o to, by w tygodniach poprzedzających datę opuszczenia Unii, Izba Gmin miała czas na odpowiednią debatę. Przyjęli ten plan bezpieczną różnicą 41 głosów. Nie wyklucza on zupełnie twardego brexitu, ale poważnie pokrzyżuje Johnsonowi plany. Jesień w brytyjskiej polityce będzie okresem nad wyraz gorącym.

Opracowanie: