"Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale chyba jednak są" - tak o Tadeuszu Wronie mówi jego kolega z dzieciństwa. Pan Wiesław Kordos chodził do szkoły z pilotem, który wczoraj perfekcyjnie posadził na pasie Boeinga 767. Z dawnym kolegą kapitana Wrony rozmawiał Michał Zieliński.

W tym wieku chłopcy zazwyczaj uganiali się za piłką, a Tadeusz razem z braćmi już wtedy kleili modele lotnicze - wspomina pan Wiesław czasy dzieciństwa. Odkąd skończył 8-9 lat, to lotnictwo było jego bakcylem. On kleił modele szybowców, które puszczaliśmy na uwięzi. Wszystko się odbywało na strychu, bo mieszkał koło mnie, w Nowej Soli - dodaje. Już wtedy było widać, że pójdzie w tym kierunku. Był przede wszystkim bardzo zdolnym matematykiem, fizykiem - chwali.

Kiedy przed wyjściem na cmentarz dowiedziałem się o tym incydencie, to sobie pomyślałem: "Może to on?". Wróciłem do domu i słyszę nazwisko: Tadeusz Wrona. No i wszystko się zgadzało. To lądowanie to był majstersztyk, jak mówią fachowcy - zaznacza pan Wiesław.

Obawiam się tylko jednego - czy on udźwignie tę popularność. Tadeusz jest bardzo skromny, bardzo uczynny, każdemu potrafi pomóc. U nas się dzisiaj mówi, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale chyba jednak są - stwierdza. Tacy ludzie nie rodzą się na kamieniu. Takie predyspozycje ma jeden człowiek na kilka tysięcy - podkreśla.

Od wczoraj załoga kapitana Tadeusza Wrony odbiera gratulacje i podziękowania. Na portalach jedno z częściej powtarzanych zdań to "Lataj jak orzeł, ląduj jak wrona".