Brytyjski premier Keir Starmer bierze dziś udział w nieformalnym spotkaniu przywódców państw wchodzących w skład Rady Europejskiej. Na Wyspach mówi się o resecie stosunków Wielkiej Brytanii z Unią Europejską. Jak miałoby to wyglądać?
To ważny moment - po raz pierwszy bowiem brytyjski premier znajdzie się w gronie unijnych przywódców na takim szczeblu. Spotkanie w Brukseli jest nieformalne, ale właśnie w takich okolicznościach zawiązują się najciekawsze rozmowy. Trzeba jednak ostudzić nadmierne oczekiwania - nie ma mowy o powrocie Wielkiej Brytanii do wspólnego rynku ani unii celnej. Nie ma też planów wznowienia swobodnego przepływu ludności.
Istnieje jednak wiele szarych stref, w których negatywne skutki brexitu mogłyby zostać złagodzone.
Premier Starmer oficjalnie mówi, że brexit jest nieodwracalny - raz wspomniał nawet, że za jego życia będzie to niemożliwe. Jednocześnie Londyn doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo negatywnie rozwód z Europą wpłynął na brytyjską gospodarkę. A także życie zwykłych Brytyjczyków, które stało się bardziej skomplikowane, chociażby przez restrykcje narzucone na możliwość podejmowania pracy w Europie.
Relacje Wielkiej Brytanii z kontynentalną Europą wybiegają poza spektrum brexitu. Celem obecności premiera Keira Starmera na spotkaniu przywódców europejskich jest zacieśnienie współpracy w zakresie bezpieczeństwa, walki z przestępczością i handlu. Jak zaznaczają komentatorzy, w obliczu wojny celnej, którą rozpętał amerykański prezydent Donald Trump, reset stosunków z Brukselą jest dla Londynu ryzykowny i może wywołać gniew Białego Domu, który jak na razie spogląda na Downing Street łaskawie.
Im bardziej Wielka Brytania zbliży się do Unii Europejskiej, tym bardziej narazi się Donaldowi Trumpowi, a jak wiadomo, potrafi on być nieobliczalny. Premier Starmer pragnie zachować dobre stosunki z Ameryką, ale jest też politykiem proeuropejskim. Ważnym, jeśli nie najważniejszym tłem jego rozmów z unijnymi przywódcami, będzie wojna w Ukrainie i konieczność zwiększania wydatków na obronność.
Unia Europejska wielokrotnie już wysyłała sygnały do Londynu, że liczy na złagodzenie restrykcji wizowych dla młodych ludzi między 18-30 rokiem życia, tak, by mogli przynajmniej przez cztery lata bez przeszkód w Wielkiej Brytanii pracować.
Na razie brytyjskie władze zachowują w tym temacie bierność. Keir Starmer zdaje sobie sprawę, że jakiekolwiek naruszenie podstawowych elementów brexitu mogłoby wywołać reakcje elektoratu. Niekoniecznie pozytywną.
Brexit jest zabliźniającą się raną. Nikt nie chce zdrapywać ledwie gojącego się strupa, ale jeśli można na niego podmuchać, to czemu nie? I właśnie takim dmuchaniem jest dzisiejsza wizyta premiera w Brukseli. Ważny jest także jej symboliczny wymiar - oto w obliczu sejsmicznych zmian za Atlantykiem i niepublicznej prezydentury Donalda Trumpa brytyjski premier - mimo brexitu - postanowił zająć miejsce wśród europejskich przyjaciół Wielkiej Brytanii.


