Obowiązkiem naszego syna jest obrona kraju, więc nie może być z nami – mówi specjalnym wysłannikom do Bagdadu jeden z mieszkańców irackiej stolicy. Irakijczycy wierzą, że zwycięstwo nad siłami koalicji jest blisko, wszak codziennie słyszą takie zapewnienia w rządowej telewizji.

Ja nie czuję strachu, choć o synu myślę cały czas. To bóg decyduje, kiedy mamy umrzeć – mówi ojciec jednego z irackich żołnierzy walczącego z Amerykanami i Brytyjczykami.

Strach coraz rzadziej towarzyszy także zwykłym codziennym obowiązkom. Wojna niewiele zmieniła w życiu Irakijczyków. Nic się nie zmieniło - mówią, jemy tak samo: jaka, ser, mleko, mięso. Spadają bomby, ale nawet wówczas dzieci bawią się na ulicy. Mieszkańcy Bagdadu wierzą także, koniec wojny jest blisko – wszak w telewizji minister informacji cały czas zapewnia o zwycięstwie.

To nieprawda, że Amerykanie przekroczyli już Tygrys i są już zbliżają się do stolicy – grzmi Muhammad Said al-Sahaf. Iracki minister zaprzecza też, by w Nadżafie irackie oddziały broniły się w meczetach. Oskarżają za to Amerykanów o bombardowanie świętych miejsc i używanie przeciw cywilom bomb pułapek.

Foto: Jan Mikruta, Przemysław Marzec

18:50