Jerzy Janowicz w przyszłym tygodniu rozpocznie sezon występem w turnieju ATP Tour na twardych kortach w Auckland (pula nagród 433 400 dol.). W Nowej Zelandii 22-letni polski tenisista po raz pierwszy będzie rozstawiony w drabince imprezy z tego cyklu.

To efekt awansu o 50 lokat w rankingu ATP World Tour. Teraz w rankingu zajmuje 26. pozycję - najwyższą w karierze. Na początku listopada ubiegłego roku Polak dotarł do finału turnieju ATP Masters 1000 w paryskiej Hali Bercy, gdzie pokonał pięciu zawodników z czołowej "20". Przegrał dopiero z Hiszpanem Davidem Ferrerem, piątym w rankingu ATP World Tour. W Auckland nazwisko Janowicza pojawia się jako piąte na liście zgłoszeń, za Ferrerem, Niemcami Philippem Kohlschreiberem (nr 20.) i Tommym Haasem (21.) oraz Amerykaninem Samem Querreyem (22.). 

Nie wolno przejmować się porażką, trzeba grać

To zamieszanie po sukcesie Jurka w Bercy na pewno nie ułatwiało mu wyciszenia i przygotowań do nowego sezonu. Jednak jestem przekonany, że dobrze wykorzystał ten czas i w miarę już ochłonął. Istotne, by nie oglądał się teraz za siebie, tylko zdecydowanie parł naprzód. Nie należy oczekiwać, że - jak w Paryżu - będzie seriami wygrywał mecze. Może nawet mu się nie powieść w Auckland, a nawet w Melbourne. Jednak nie powinien się przejmować ewentualnymi porażkami, tylko konsekwentnie grać swoje. Jego tenis jest nieobliczalny i wiele w nim zależy od dyspozycji dnia - mówi Wojciech Fibak. Sam Janowicz przed wylotem do Nowej Zelandii powtarzał, że start w Auckland traktuje jako możliwość "dotarcia się", aklimatyzacji oraz "wejścia w sezon". Na antypodach najważniejszy będzie dla niego Australian Open (14-27 stycznia).

Polak w jednym z czterech najważniejszych turniejów w sezonie zadebiutował w czerwcu ubiegłego roku, gdy przebił się przez trzy rundy eliminacji do Wimbledonu. Na trawie londyńskiego The All England Lawn Tennis and Croquet Clubu wygrał dwa pojedynki, a w trzecim - po pięciosetowym maratonie - uległ Niemcowi Florianowi Mayerowi, choć wcześniej miał dwa meczbole. We wrześniu w nowojorskim US Open przegrał już w pierwszym spotkaniu. Jerzyk jest obecnie na tzw. wznoszącej, więc może głównie zyskiwać punkty. Dlatego powinien dość szybko zagościć w czołowej +20+ rankingu, a może nawet +15+. Awans w tym przedziale nie jest łatwy i pamiętajmy, że będzie teraz grał w mocno obsadzonych turniejach. Jednak wciąż po jego stronie jest efekt świeżości i element zaskoczenia, który minie pewnie dopiero za kilka miesięcy - dodaje Fibak.

Janowicz słynie z potężnego serwisu: jest nieoficjalnym współrekordzistą świata z wynikiem 251 km/godz. Jego mocną stroną są również ryzykowne uderzenia w okolice linii.