„Czuję się coraz lepiej, jestem coraz silniejsza” – mówi w rozmowie z reporterem RMF FM 25-letnia kobieta z Bochni. 21 lutego zasypała ją lawina. Dziś 25-latka przyznaje, że nic z tego dnia nie pamięta. Lawina zabiła jej koleżankę. Pani Katarzyna pod śniegiem spędziła prawie dwie godziny. Temperatura jej ciała spadła do 17 stopni. Po 6-godzinnej reanimacji z hipotermii wyprowadził ją lekarz z krakowskiego szpitala im. Jana Pawła II. "Miałam dużo szczęścia. To cud" - mówi dziś.

Maciej Grzyb RMF FM: Pani Katarzyno, jak się pani czuje?

Katarzyna, 25-latka uratowana spod lawiny: Bardzo dobrze, już chodzę sama, dosyć duże dystanse i coraz szybciej.

Jak pani długo zostanie tutaj, na tym oddziale?

Ponoć jeszcze koło tygodnia, później chcą mnie przekierować na rehabilitację. Czuję się coraz lepiej i coraz silniej. Z każdym dniem, jak mówią znajomi, którzy mnie odwiedzają, to widać po mnie.

Co pani pamięta z tego feralnego dnia?

Nic nie pamiętam. Nic nie pamiętam, co się wydarzyło wtedy. Mam lukę w pamięci.

Zauważyła pani lawinę, która was porwała?

Nie, w ogóle nie pamiętam nic z tego całego dnia, w ogóle od początku dnia do momentu wyjścia w góry.

Straciła pani pamięć przez ten wypadek?

Nie, mam tylko właśnie taką lukę w pamięci, jeżeli chodzi o sam wypadek. Pamiętam wszystko, co było wcześniej, wszystko co było tutaj w szpitalu, tylko właśnie samego wypadku nie pamiętam. Nie pamiętam tego dnia w całości.

Jaki był cel waszej wyprawy? Poszłyście tam panie w cztery osoby?

Poszłyśmy prawdopodobnie do jaskini, bo zajmuję się tam taternictwem jaskiniowym, i prawdopodobnie to było wejście do jednej z jaskiń. Ale też nie mogę sobie przypomnieć, jaka to była jaskinia dokładnie.

Miałyście panie wcześniej przygotowany plan, sprzęt?

Tak, jak zawsze.

Nie była to pierwsza taka wyprawa w pani życiu?

Nie, ja zajmuję się taternictwem od pięciu lat, także jestem dosyć mocno związana z górami. Często też bywam w Tatrach, zarówno latem jak i zimą. Nie raz zimą chodziłam po górach wysokich, także jakieś tam doświadczenie posiadam.

A brałyście panie pod uwagę, że coś takiego może się zdarzyć, że może zejść lawina?

To zawsze jest tak, że człowiek sobie myśli, że to nas nie dotyczy, że takie rzeczy się zdarzają, ale na pewno nie nam, a tutaj jednak się zdarzyła taka sytuacja.

Kiedy pani odzyskała pamięć? Pierwszy obraz, jaki to był obraz?

Z tego dnia nie odzyskałam w ogóle pamięci do tej pory. Dopiero po czterech dniach się obudziłam. To były takie przebudzenia i dopiero po tygodniu doszłam do siebie, mniej więcej  tak, żeby porozumieć się z rodziną.

Jaka była pierwsza myśl po przebudzeniu?

Oj, nie pamiętam. Nie pamiętam. Ponoć moja mama mówiła, że jak się obudziłam, to powiedziałam, że chcę adidasy i chce iść biegać. Dopiero później jakoś tak zaczęło się to wszystko układać. Zaczęłam rozmawiać na temat tego zdarzenia i tam mniej więcej mi powiedziano, co się wydarzyło.

Uniknęła pani śmierci, cudem, właściwie można powiedzieć.

Miałam duże szczęście, to trzeba przyznać, że w takich warunkach, w jakich mnie znaleziono, to cud.

Wróci pani jeszcze w góry?

Myślę, że tak. Na razie muszę dojść do pełnej sprawności, tak żeby swobodnie się poruszać itd. Może będę trochę mniej, przynajmniej na tę chwilę, przystopuję troszkę, ale myślę, że wrócę.