Naukowiec musi podążać za tym, co go interesuje, nie ograniczać się tylko do dziedziny, w której się wykształcił - mówi RMF FM prof. Walter Gilbert - fizyk, który zdobył Nagrodę Nobla w dziedzinie chemii za pracę dotyczącą tajemnic biologii... W 1980 roku wyróżniono go za odkrycie - wraz z Frederickiem Sangerem - metody odczytywania sekwencji DNA. To jej rozwój umożliwił po latach odczytywanie genomów organizmów, w tym człowieka. Jak przyznaje prof. Gilbert, przemysł, skoncentrowany na komercyjnych zastosowaniach, przełomów w nauce nie sfinansuje - tym muszą się zajmować tradycyjne instytucje naukowe. Noblista do sukcesów na polu nauki i biznesu dodał też osiągnięcia artystyczne: na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie otwarto wystawę jego fotografii.

Grzegorz Jasiński, RMF FM: Mam wrażenie, że musi pan postrzegać się wśród laureatów nagród Nobla jako szczęściarz. Otrzymał pan wyróżnienie bardzo szybko, niemal natychmiast po dokonaniu odkrycia...

Prof. Walter Gilbert: To prawda. Odkrycia, za które otrzymałem Nagrodę Nobla w 1980 roku dokonałem w roku 1975. Byłem wtedy wciąż względnie młodym człowiekiem i naprawdę miałem okazję się nim nacieszyć. To oczywiście wielkie przeżycie, otrzymać wyróżnienie od kolegów naukowców. Ta nagroda bowiem potwierdza, że faktycznie uznali twoja pracę za wartościową. W moim przypadku nagroda dotyczyła odkrycia metody odczytywania sekwencji DNA. Przed moim i Fredericka Sangera badaniami było to niemożliwe, potem stało się niezwykle łatwe. No, powiedzmy, że względnie łatwe. Prostą konsekwencja naszego odkrycia było to, że można było po raz pierwszy rozkodować geny i stopniowo rozpoznać całe DNA człowieka. W tej chwili cały genom człowieka jest już rozkodowany i każdego dnia nasza wiedza wzbogaca się o tysiące genomów konkretnych osób, odczytywanych każdego dnia.

Jesteśmy coraz bardziej biegli w odczytywaniu genomu, robimy to już dość szybko. Czy sądzi pan, że jesteśmy równocześnie gotowi na wnioski, które owo odczytywanie przyniesie, na całą wiedzę, którą w ten sposób zdobędziemy?

Wciąż nie rozumiemy całej zawartości naszego genomu. To trzy miliardy par bazowych, niezwykle długie "słowo", które dzieli się na ponad 20 tysięcy genów. Dziś rozumiemy działanie około 5 tysięcy z nich. Do tego dochodzi jeszcze RNA, które także kontroluje funkcjonowanie naszego ciała. Zaczynamy to wszystko rozszyfrowywać w coraz krótszym czasie, w najnowszej aparaturze dosłownie w pół godziny. Coraz częściej wykorzystujemy tę wiedzę do celów medycznych, szczególnie do walki z rakiem. Zaczynamy rozumieć geny, które sterują rozwojem nowotworów i zadajemy sobie pytanie, czym różnią się od tych u osób zdrowych. To stopniowo przynosi wyniki w postaci precyzyjnie projektowanych metod terapii. Wszystko to zmierza do czegoś, co nazywamy medycyną osobistą, która stopniowo będzie się upowszechniać. Zaczynamy rozumieć, że specyficzne geny sprawiają, że dana osoba różni się od innych także podatnością na choroby. Na razie nie jesteśmy gotowi, by sekwencjonować genom każdego z nas, ale potrzebna technologia tanieje tak szybko, że wkrótce będzie to możliwe...

Tu jest jakby drugi składnik pańskiego szczęścia. Mógł pan uczestniczyć w rozwoju swojej - godnej nagrody Nobla - metody i obserwować jej coraz większe sukcesy. Czy można było oczekiwać tego, do czego już doszliśmy, czy jednak mamy teraz nawet większe możliwości, niż to, czego się pan spodziewał?

W tamtych czasach uświadomiliśmy sobie dopiero, ze możemy rozszyfrowywać pojedyncze geny. Nikt nie myślał o całym ludzkim genomie. O tym, że to będzie możliwe zaczęto myśleć kilkanaście, może 10 lat później, około 1987-88 roku. Wtedy po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że technika szybkiego sekwencjonowania DNA faktycznie może być zastosowana do badań całego genomu. Postępy były tak szybkie, że jeśli z początku mogliśmy rozpoznawać setki par bazowych dziennie, potem tysiące, wkrótce mogliśmy badać miliony. Dziś, jak już mówiłem, możemy przeanalizować cały genom, 3 miliardy par bazowych, w ciągu pół godziny a technologia wciąż jeszcze się rozwija. W przyszłości wystarczy odrobina śliny, by małe urządzenie mogło nam zbadać genom dosłownie w kilka chwil. Spodziewam się, że tak będzie, a możliwości wykorzystania tej wiedzy szybko będą się rozszerzać.

Czy walka z rakiem będzie w najbliższej perspektywie tym najważniejszym celem badań nad genomem, czy ma pan na oku coś, co będzie jeszcze ważniejsze? 

Z punktu widzenia zastosowań medycznych, zainteresowanie metodami terapii raka jest bardzo silne, to jedno z podstawowych zagrożeń dla naszego życia. Zaraz za tym są choroby serca i układu krążenia, które zabijają wciąż jeszcze więcej ludzi. I tu jest miejsce na tę medycynę osobistą, dopasowaną do indywidualnych przypadków. Ale są też głębsze, czysto naukowe zastosowania tej wiedzy, próba poznania przebiegu ewolucji, powiązań różnych gatunków, śledzenia ich ewolucyjnej historii, pełnego zrozumienia mechanizmów działania ich organizmów. To wszystko możemy poznać dzięki sekwencjonowaniu genomu...

Zdaniem niektórych, po fazie odczytywania genomu powinna przyjść faza jego pisania. Mówi się głośno o próbach tworzenia syntetycznych organizmów. Czy więc także pisanie genomu jest w zasięgu naszych możliwości?

Faktycznie, tworzymy już syntetyczne organizmy na bazie zwierząt laboratoryjnych. Trzeba pamiętać jednak, że proces jest bardzo mało efektywny. Czasem uda nam się wyhodować coś, na czym nam zależy, ale po drodze, bardzo wiele tych, choćby myszy, ginie. Nie mamy technologii - i nie sądzę byśmy mieli ją w przyszłości - która pozwoliłaby na takie, w pełni bezpieczne zastosowania u ludzi. Spodziewam się jednak, że będziemy w stanie leczyć u konkretnych osób konkretne choroby, będziemy w stanie naprawiać pewne geny i na przykład zapobiegać związanym z nimi chorobami nowotworowymi, czy leczyć pewne inne choroby, choćby dystrofię mięśniową. I to jednak nie nastąpi w najbliższym czasie, to sprawa raczej odległej przyszłości. Nie sądzę też, byśmy kiedykolwiek doszli do etapu korekty genów u dzieci jeszcze przed ich urodzeniem.

Odniósł pan sukces w nauce i w biznesie, gdzie stopniowo coraz więcej badań naukowych się przenosi. Widzimy to w badaniach kosmicznych, czy biotechnologii. Wszystkie te programy potrzebują pieniędzy, ale biznes musi też przynosić zysk. Czy więc biznes jest przyszłością nauki, czy tradycyjne, znane od stuleci uniwersytety, czy instytuty naukowe zachowają swoje znaczenie. 

W nauce mamy jakby dwie gałęzie. Pierwsza przynosi niemal natychmiastowe zastosowania i ma swoje miejsce w biznesie. To ta technologia, którą w krótkim czasie można komercyjnie wykorzystać. Byłem zaangażowany w tworzenie wielu takich firm, najpierw małych, potem coraz większych, które wykorzystywały takie odkrycia naukowe w praktyce. Jest jednak i druga gałąź nauki, w której badamy świat nie mając na oku żadnego praktycznego zastosowania. Ta część nauki z czasem przynosi praktyczne zastosowania, które nawet nie przyszłyby nam do głowy. To tu dokonują się przełomowe odkrycia, które dają nam zupełnie nowe możliwości. Biznes, przemysł w praktyce nie ma możliwości wspierania tej części nauki. Bo tych przełomowych odkryć po prostu nie da się przewidzieć i zaplanować. Inwestor oczekuje tymczasem zwrotu środków i odpowiedniego zysku. jeśli chcielibyśmy finansować naukę tylko ze środków przemysłu, praktycznie zamykalibyśmy oczy na możliwe przełomowe odkrycia, na to, czego nie sposób przewidzieć, a co może całkowicie zmienić naszą wiedzę. 

W pana życiu była nauka i biznes, a od pewnego czasu jest także sztuka, jako ważny - a w tej chwili może nawet najważniejszy - składnik życia. 

Faktycznie, w tej chwili temu poświęcam najwięcej czasu. Około 15 lat temu odkryłem, że z pomocą małego cyfrowego aparatu fotograficznego można tworzyć duże obrazy, które wywierają estetyczny i emocjonalny wpływ na widzów. Zacząłem wykorzystywać to jako sztukę. Obrazy które tworzę mnie samemu się podobają, mam nadzieję, że podobają się też innym. Interesuje mnie to, co cieszy oko, co jest piękne, co także wywołuje u widza emocje. 

Muszę jeszcze na koniec zapytać o to, co pan, człowiek naukowego i biznesowego sukcesu, radzi młodym naukowcom. Jak, w drugiej dekadzie XXI wieku, powinni budować swoją karierę, by mieć szansę na sukces - i na szczęście - takie jak pan?

Nie potrafię doradzić, jak mieć szczęście. We wszystkim, co robimy jest zawsze element przypadku. Ja, swoje życie naukowe rozpocząłem jako fizyk teoretyczny. Przez przypadek włączyłem się w doświadczalne prace w dziedzinie biologii i bardzo mi się to spodobało. Pracowałem tu nad wieloma tematami. Największy problem, to znaleźć sobie dziedzinę, która obudzi w nas prawdziwą pasję. Określić, co sprawia nam przyjemność. I dlatego moja rada brzmiałaby tak: znajdź dziedzinę nauki, która daje ci największą frajdę, podążaj za swoim szczęściem, za swoimi emocjami. jeśli jednak znajdziesz coś bardziej interesującego, nie wahaj się zmienić dziedziny. Zdaj sobie sprawę, że nie jesteś ograniczony do tematów związanych z twoją edukacją, ale znaczną część owej edukacji możesz wykorzystać także w innych dziedzinach.

(mn)