W piątek nad ranem znad bramy muzeum obozu Auschwitz-Birkenau skradziono historyczną tablicę z napisem "Arbeit macht frei". Trwa policyjne śledztwo w tej sprawie, a wydarzenie wywołało falę oburzenia. Jednak - jak donosi reporter RMF FM Maciej Grzyb - nie była to pierwsza kradzież napisu.

W Oświęcimiu krąży opowieść o tym, że tuż po wyzwoleniu obozu jeden z sowieckich żołnierzy miał ukraść napis i wywieźć go do centrum miasta. Na trop złodzieja wpadł jednak były więzień Auschwitz, odnalazł napis i za butelkę wódki odkupił go od żołnierza Armii Czerwonej. Odzyskaną tablicę przywiózł następnie z powrotem do obozu.

Ta wersja krąży w Oświęcimiu jako legenda, nie ma bowiem dowodów na to zdarzenie - poza słowną relacją byłego więźnia Auschwitz.

Napis "Arbeit Macht Frei" ("Praca czyni wolnym") nad bramą Auschwitz-Birkenau został wykonany w obozowej ślusarni. Litery wycinał więzień, mistrz kowalstwa artystycznego Jan Liwacz (nr 1010). Więźniowie najprawdopodobniej celowo - w ramach protestu - zmontowali napis wadliwie, odwracając literę "B" do góry nogami.

Napis na rozkaz generała SS Theodora Eicke pojawił się na bramach wejściowych kilku niemieckich obozów koncentracyjnych (oprócz Auschwitz, także w Dachau, Gross-Rosen, Sachsenhausen, Theresienstadt, Flossenbürg).