W Londynie odbyła sie wczoraj premiera kolejnego filmu o Harrym Potterze. "Harry Potter i Insygnia Śmierci" jest ekranizacją siódmej z kolei książki J. K. Rowling. Filmy - podobnie jak powieści - odniosły fenomenalny sukces, przynosząc łączny dochód prawie 5,5 miliardów funtów na całym świecie. Wielu fanów Harry'ego Pottera czekało kilkanaście godzin, by na własne zobaczyć odtwórców głównych ról.

Premiera przyciągnęła na londyński West End około trzech tysięcy "potteromaniaków". Niektórzy z fanów byli wyraźnie zasmuceni, że to już najprawdopodobniej ostatni odcinek przygód małego czarodzieja. Nie wiem ,co się stanie, jak zabraknie Harry'ego. Wtedy na dobre skończy się moje dzieciństwo. Choć może powinno, bo mam 26 lat - mówiła jedna z miłośniczek przygód czarodzieja.

Na Leicester Square, gdzie odbyła sie premiera pierwszej części Insygni Śmierci, pojawił sie tez ktoś, kto ma do Harry'ego Pottera nieco inny stosunek. Jestem jedynym człowiekiem na świecie, który nie chce, by powstała kolejna książka z tej serii - mówił odtwórca roli Pottera Daniel Radcliffe . Poświęciłem Harry'emu dziesięć lat mojego życia. To była wspaniała przygoda, ale nie miałbym nic przeciwko temu, żeby zakończyła sie właśnie na tym filmie - dodał.

Szaleństwo wywołane książkami o Harrym Potterze, czyli potteromania, mimo lodowatej, wietrznej i deszczowej pogody zawładnęło w czwartek wieczorem londyńskim West Endem, ściągając w to miejsce ok.

"Harry Potter i Insygnia Śmierci" część 1., uchodzi za najbardziej mroczny obraz z serii przeniesionych na ekran przygód małego czarodzieja. Na ekrany kin brytyjskich film wchodzi 19 listopada. Produkcję dwóch części uzasadniono skomplikowaną fabułą, a nie dążeniem do osiągnięcia jak największych zysków. Druga cześć została już nakręcona i w kinach pojawi się w lipcu 2011 r.

Wszystkie filmy wyprodukowano w wytwórni Warner Bros. Ich łączna długość wynosi ponad 20 godzin.