Breslau, rok 1936. Zbliżają się XI Igrzyska Olimpijskie. A w mieście dochodzi do brutalnego morderstwa. Jedynym, który jest w stanie zamknąć śledztwo na czas, jest komisarz policji polskiego pochodzenia Franz Podolsky. Franz ma problem z alkoholem, do szaleństwa kocha swoją żonę Lenę i znany jest z kontrowersyjnych, ale skutecznych metod działania. Bywa obcesowy, szorstki i wybuchowy. "Ta historia mnie porwała" - mówi w RMF FM grający główną rolę Tomasz Schuchardt.

"Czułem się doceniony"

Jestem zdania, że za dobry film czy dobry serial w 80 procentach odpowiada dobry scenariusz. Czasami jak nie masz tego "wypisanego w literkach", to nic się nie da już zrobić - mówi RMF FM Tomasz Schuchardt. Jak przeczytałem scenariusz, to ta historia totalnie mnie porwała - przyznaje.

Reżyserem serialu "Breslau" jest Leszek Dawid, z którym aktor miał okazję pracować przy filmie "Jesteś bogiem" o zespole Paktofonika. Tomasz Schuchardt zwraca uwagę w rozmowie z RMF FM, że postać Franza Podolsky'ego już na bazie samego scenariusza miała ogromne możliwości. 

Wiedziałem, że my sobie z Leszkiem poradzimy i go "porozpychamy", jak będziemy chcieli - wspomina. 

Aktor dostał rolę w "Breslau" bez castingu. Zostałem zaproszony, czyli ktoś mnie wcześniej wymyślił do tej postaci. To było tak mocno nobilitujące, (...) rzecz nie do odrzucenia, miłe i niespotykane. Przynajmniej na mojej dotychczasowej drodze było to niespotykane - opowiada gość RMF FM. 

Czułem się tak doceniony, zauważony, że powiedziałem sobie: "No dobrze, to idźmy, pokażcie scenariusz". Okazało się, że wszystko się potwierdziło - dodaje.

"To niezwykle wspierające"

Aktor zwraca też uwagę na rozmach, z jakim został zrealizowany serial. Pytany o współpracę z Leszkiem Dawidem, Schuchardt opowiada o pełnym zaufaniu.

Podoba mi się zawsze w Leszku to, że on nie zostawia tej pracy w odległości. On lubi w tym być. (...) Ma taki mały podgląd, który trzyma w rękach i jest w scenie z nami. Jest zawsze za jakąś zastawką, obok jakiejś szafeczki, siedzi blisko kamery. Obserwuje nas czasami z odległości metra. Tak jakby z nami trochę oddychał. To jest niezwykle wspierające - podkreśla.  

Akcja serialu rozgrywa się w Breslau w 1936 roku. Tomasz Schuchardt świetnie wygląda w garniturze skrojonym na miarę i w kapeluszu. Na ile ten kostium pomagał budować mu rolę?

Kostium jest zawsze poza mną - mówi w RMF FM aktor. Jak dodaje, całkowicie zaufał kostiumografce Agacie Culak. Czasem chciał zagrać kostiumem wbrew temu, co on daje.

Tam, gdzie się dało, ten płaszcz i kapelusz nosiłem. (...) Ale też walka mojego bohatera z nałogiem mogła również współgrać z noszeniem kostiumu w sposób niedbały. Ciekawa zabawa - zwraca uwagę.

"W tle majaczy przerażająca historia"

Co jest najciekawsze dla aktora w graniu postaci z przeszłości? Mamy duży dostęp do materiałów, bo te epoki są niesamowicie udokumentowane. To pozwala bardzo mocno przenieść się w te czasy. Jest też coś takiego, że czujesz trochę bardziej, "jakbyś coś grał". Im jesteś dalej od współczesności, tym bardziej czujesz, że ten zawód w ogóle ma sens, że on naprawdę nas w jakieś inne światy przenosi - tłumaczy Schuchardt.

Mamy z jednej strony wspaniałość lat 30., a jednocześnie podoba mi się, że gdzieś w tle majaczy przerażająca historia, która się dopiero zacznie wydarzać za chwilę w Europie, w Polsce. My ją mamy gdzieś ukrytą, w drugim planie. Ale wiemy, co powolutku skrada się do nas. Mówię o rosnącym znaczeniu NSDAP chociażby - opowiada gość RMF FM.

Lata 30. są pełne koloru, ale wiemy, że za chwilę ten kolor stracą bezpowrotnie. Później już nie wrócimy do cudownych lat 30. Ale ta historia w serialu głównie tylko majaczy, bo skupiamy się na naszej kryminalnej opowieści - wyjaśnia w RMF FM Tomasz Schuchardt.

"Całe serce zostawiam na planie"

Jesień i cały przyszły rok będą należeć do Tomasza Schuchardta. Serial "Breslau" 12 września wchodzi na platformę Disney+. Potem aktora zobaczymy w roli króla Sobieskiego w drugim sezonie "1670". Schuchardt gra też Wokulskiego w serialowej "Lalce" i rolę główną w "Domu dobrym" Wojciecha Smarzowskiego. Czy aktor jest gotowy na to, żeby się często pojawiać w świecie ścianek, wywiadów, zdjęć?

Traktuję to jako pracę, którą trzeba wykonać. Tej części pracy akurat nie lubię, bo kosztuje mnie mnóstwo stresu - przyznaje aktor.

Całe serce zostawiam na planie. Mam nadzieję, że zostawianie siebie w stu procentach na planie, daje później dobre efekty. Mam nadzieję, że najbliższy czas przyniesie mi nie tylko sytuacje stresowe, ale też mnóstwo radości i fajnych rozmów - mówi w RMF FM Tomasz Schuchardt.

Opracowanie: