Do kin studyjnych wracają "Psy" w reżyserii Władysława Pasikowskiego. Zrekonstruowany cyfrowo w ramach projektu KinoRP film będzie można oglądać od 16 maja w wybranych kinach. "To było kino tzw. nowej wolności, które mówiło o ludziach. Nie o instytucjach, nie o politykach. Że ludzie są zawsze tacy sami. Nieszczęśliwi. Biedni" - mówi w RMF FM grający postać Franza Maurera Bogusław Linda. Grania nie lubi. Co go podnieca oprócz koni, broni i Afryki? "Kobiety. Każda kobieta jest piękna" - uśmiecha się Linda.

Spotkaliśmy się w Krakowie na festiwalu Off Plus Camera, tuż przed premierą zrekonstruowanych cyfrowo "Psów". Kiedy zagajam, że to dobrze, że ten film wraca na duży ekran, że zobaczy go młoda publiczność, która rodziła się, gdy w 1992 roku film miał swoją premierę Linda gasi mój entuzjazm. Ponieważ jestem starym człowiekiem, jestem przyzwyczajony do filmów, które się ogląda z dropami na taśmie. I takie lubię". Brzmi to jak filmowe "nie chce mi się z tobą gadać" no i już wiem, że nie będzie łatwo. Ale im dalej, tym sympatyczniej. "Scenariusz "Psów" był tworzony dla mnie - mówi Bogusław Linda. 

Mieliśmy takie poczucie, że robimy kino moralnego niepokoju, tak jak to się nazywało kiedyś. Tylko, że to nie było to kino, które robiliśmy ze śp. Krzysiem Kieślowskim czy z Agnieszką Holland. To było kino tzw. nowej wolności, które mówiło o ludziach. Nie o instytucjach, nie o politykach. Że ludzie są zawsze tacy sami. Nieszczęśliwi. Biedni i tak dalej. I o tym zrobiliśmy film - dodaje aktor.

Wspomina też, że mieli ogromne problemy z tym filmem. Głównie z faktem, że UB-ek jest tu głównym bohaterem i ze względu na wykorzystanie piosenki ze słowami "Janek Wiśniewski padł" w innym, niż martyrologicznym, kontekście. A potem przyszła fala uwielbienia od widzów. UB-ek stał się bohaterem narodowym, a byłem nim ja, aktor Kieślowskiego - śmieje się Bogusław Linda. Krzyś był moim przyjacielem. Miał dosyć zasadnicze podejście do życia. Ja nie miałem takiego. Ja zawsze bardziej kochałem kobiety, wino i śpiew - dodaje. Linda wspomina scenę z "Przypadku", w której ojciec mówi głównemu bohaterowi "Pamiętaj, nic nie musisz". To są słowa, które do końca życia będę pamiętał - nic nie musisz, możesz wszystko - mówi. 

"Nienawidzę być aktorem"

Rozmawiamy też o słynnych cytatach z "Psów", bo słowami z tego filmu mówiła kiedyś cała Polska i do dziś wielu wie, "że to zła kobieta była" albo pyta "co wy tam palicie Stopczyk?". Władek jest genialnym scenarzystą i pisze takie dialogi - mówi Linda i podkreśla, że żałuje, że polskie kino nie wykorzystuje pomysłów, które zgłasza Pasikowski do realizacji.

Bogusław Linda wrócił do teatru, do reżyserii. W Teatrze Ateneum w Warszawie zrealizował dwa doskonałe spektakle "Merylin Mongoł" i "Tramwaj zwany pożądaniem". Nienawidzę być aktorem i nie lubię tego zawodu - stwierdza. Krótko i na temat.

Pytam więc o konie. I już wiem, że trafiłam, bo przyjechał do kina prosto ze stadniny. Bolą mnie nogi, mam nowego konia w Gładyszowie. On mnie przyprawia o ból mięśni, zsiadłem z niego i przyjechałem tutaj - mówi rozpromieniony aktor.

Co go podnieca oprócz koni, broni i Afryki? Kobiety. Każda kobieta jest piękna, nie ma brzydkich kobiet (...) kobiety to jest coś tak pięknego i dziwnego, że warto żyć - odpowiada.

Co go kręci  w kinie? W kinie jestem dzieckiem - mówi stanowczo Bogusław Linda. Mam coś takiego, że jeżeli wchodzę do kina i zapominam, że w nim jestem, to znaczy, że film jest fajny. A jeżeli myślę o montażu, o dźwięki i o tym, jak jest zrobiony - to znaczy, że jest do d... - kończy.