"Na szczycie Giewontu spotkaliśmy zabłąkanego czarnego labradora, który nie mógł poradzić sobie z zejściem ze szczytu" - napisali w serwisie YouTube turyści, którzy w niedzielę znaleźli błąkającego się wysoko w górach psa. Zwierzę nie mogło poradzić sobie z zejściem po oblodzonym szlaku. W serwisie społecznościowym ratownicy-amatorzy zamieścili film z "akcji ratunkowej".

Turyści z Krakowa najpierw zadzwonili do odpowiednich służb, by dowiedzieć się, jak pomóc zwierzakowi. Strażnicy parku poinformowali ich, jak się zachować i w jaki sposób bezpiecznie sprowadzić psa ze szczytu.

Nie byłoby to możliwe bez przynęty z kabanosa - piszą w serwisie. I dość dokładnie opisują całą akcję. Pies chętnie podchodził do ludzi, najprawdopodobniej szukając jedzenia. Jedynak wyraźnie bał się stromych i śliskich fragmentów szlaku, co uniemożliwiało mu samodzielne zejście za ludźmi - relacjonują.

Schodziliśmy bardziej stromą stroną, co w połączeniu z wyślizganymi i zaśnieżonymi kamieniami i dość "żywym" zachowaniem psa momentami było dość trudne. Kilka razy pies zatrzymał się, bojąc się bardziej stromych zejść i musieliśmy go dosłownie wziąć na ręce - dodają. 

Czworonoga udało się sprowadzić na Halę Kondratową, ale tam - niestety - pies pobiegł w stronę Kalatówek. Miał czerwoną obrożę, ale bez żadnych danych.

Jak mówi w rozmowie z RMF FM komendant straży Tatrzańskiego Parku Narodowego Edward Wlazło, choć na teren parku nie wolno wprowadzać psów, to od początku roku strażnicy odnotowali już ponad 20 takich przypadków.

Zdarzały się psy, które turyści wyprowadzali w rejon Świnicy, Zawratu, a nawet Rysów, gdzie jeden krok dzielił je od śmierci w przepaści - opowiada. Tym razem wszystko skończyło się happy endem, bardzo dziękujemy za postawę - jest to naprawdę godne naśladowania - zaznacza Edward Wlazło.