Polacy, którzy zaginęli podczas wyprawy nurkowej na Morzu Czerwonym, w najbliższym czasie mają zostać uznani za zmarłych - dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM. Niewielki statek, którym płynęli wraz z kilkudziesięcioma innymi osobami, przewrócił się i zatonął po tym, jak w jego wysoką burtę uderzyła fala. Do zdarzenia doszło pod koniec listopada 2024 r. przy egipskim kurorcie Marsa Alam.

Według nieoficjalnych informacji reportera RMF FM Mateusza Chłystuna 40-metrowa jednostka osiadła na bardzo dużej głębokości, sięgającej nawet kilkuset metrów.

Nurkowanie, a już tym bardziej próba wydobycia łodzi na powierzchnię nie są możliwe, przede wszystkim ze względów bezpieczeństwa.

Wiele wskazuje na to, że ten niewielki statek osunął się głębiej dopiero po pewnym czasie.

Kilkanaście godzin po wywrotce nurkowie-ratownicy relacjonowali, że wydobywali jeszcze z kabin uwięzione osoby. Wtedy łódź znajdowała się około dwunastu metrów pod wodą. Spośród 44 pasażerów Sea Story uratowano 33.

Z wody wydobyto też cztery ciała. Siedem osób uznawanych jest za zaginione, wśród nich jest dwójka naszych rodaków.

Feralny rejs

Do zdarzenia doszło w listopadzie 2024 r. Dzień przed wypłynięciem statku w rejs, służby meteorologiczne w Egipcie ostrzegały przed trudnymi warunkami pogodowymi: silnym wiatrem i wysokimi falami sięgającymi 4 metrów.

Łódź zatonęła na Morzu Czerwonym, u wybrzeży kurortu Marsa Alam.

Pasażerowie pochodzili z Polski, Belgii, Chin, Finlandii, Hiszpanii, Irlandii, Niemiec, Słowacji, Stanów Zjednoczonych, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii - informował marokański portal Sabah Agadir.

Marsa Alam to popularne miejsce wśród turystów na południowym wybrzeżu Morza Czerwonego w Egipcie. W okolicy znajduje się wiele miejsc do nurkowania, w tym słynne rafy koralowe.

Opracowanie: