Premier Australii Anthony Albanese zaproponował w poniedziałek zaostrzenie przepisów dotyczących broni palnej po strzelaninie, która miała miejsce w niedzielę na popularnej plaży Bondi w Sydney. Zginęło w niej co najmniej 15 osób, w tym były policjant Peter "Marzo" Meagher oraz 10-letnia dziewczynka. Matka jednego z zamachowców powiedziała dziennikowi "The Sydney Morning Herald", że jej syn ostatni raz rozmawiał z nią w niedzielny poranek, tuż przed zamachem. Ujawniono treść rozmowy.

  • 15 osób zginęło w strzelaninie na plaży Bondi, ponad 40 zostało rannych. Sprawcami byli ojciec i syn, jeden z napastników zginął na miejscu.
  • Premier Australii Anthony Albanese zapowiedział zaostrzenie przepisów dotyczących broni palnej oraz przegląd dotychczas wydanych pozwoleń.
  • Atak uznano za terrorystyczny - doszło do niego podczas zapalania chanukowej świecy na popularnej plaży w Sydney.
  • Więcej informacji z Polski i świata znajdziesz na RMF24.pl.

Policja potwierdziła, że jeden z napastników legalnie posiadał sześć sztuk broni palnej. Albanese zapowiedział, że zaproponuje nowe ograniczenia, w tym ograniczenie liczby broni, jaką może uzyskać posiadacz pozwolenia.

Rząd jest gotowy podjąć wszelkie niezbędne działania. Obejmuje to potrzebę zaostrzenia przepisów dotyczących broni palnej - oświadczył Albanese. Zapowiedział też przegląd wydanych do tej pory pozwoleń na broń.

Sytuacja może się zmieniać. Ludzie mogą ulec radykalizacji z biegiem czasu. Pozwolenia nie powinny być wydawane na zawsze - dodał.

Atak na plaży w Sydney. 15 osób nie żyje

W niedzielnym ataku na plaży Bondi w Sydney zginęło 15 osób oraz jeden z napastników, ponad 40 osób zostało rannych. Sprawcami strzelaniny byli ojciec i syn.

Do zamachu doszło w momencie, kiedy zebrani na plaży australijscy Żydzi przystąpili do zapalania chanukowej świecy. Sprawcami są 50-letni Sajid Akram, który został zastrzelony przez policję, oraz jego 24-letni syn Naveed Akram - przebywający obecnie w szpitalu. 50-latek przybył do Australii w 1998 roku na wizie studenckiej. Jego 24-letni syn jest obywatelem Australii.

Matka Naveeda, Verena, powiedziała dziennikowi "The Sydney Morning Herald", że jej syn ostatni raz rozmawiał z nią w niedzielny poranek, tuż przed zamachem, i powiedział, że wybiera się na weekend do Jervis Bay (popularny region turystyczny w Australii, położony na wschodnim wybrzeżu, około 200 km na południe od Sydney).

Mamo, właśnie byłem popływać. Nurkowałem z akwalungiem. Zaraz idziemy coś zjeść, na razie zostaniemy w domu, bo jest bardzo gorąco - relacjonowała matka zamachowca.

Twierdziła, że jej syn nie miał broni palnej i był "dobrym chłopcem". Kobieta nie była też w stanie rozpoznać swojego syna jako jednego z domniemanych strzelców, gdy pokazano jej fotografię.

On nie ma broni palnej. Nawet nie wychodzi. Nie zadaje się z kolegami. Nie pije, nie pali, nie chodzi w złe miejsca... chodzi do pracy, wraca do domu, idzie poćwiczyć i na tym koniec - stwierdziła. Każdy chciałby mieć takiego syna jak mój... to dobry chłopak.

Naveed Akram pracował jako murarz, zanim około dwa miesiące temu został zwolniony.

Jego ojciec posiadał pozwolenie na broń od około 10 lat - poinformował w poniedziałek komisarz policji stanu Nowa Południowa Walia Mal Lanyon.

Sajid Akram był właścicielem sześciu sztuk broni palnej - wszystkie zostały zabezpieczone przez policję - dodał Lanyon.

W dniu strzelaniny napastnicy mieli przebywać w wynajmowanym przez Airbnb lokalu w Campsie, który również został przeszukany przez policję.

Była to najtragiczniejsza w skutkach strzelanina w Australii od niemal trzech dekad. Obowiązują tam dość surowe przepisy dotyczące kontroli broni, mające na celu przede wszystkim wyeliminowanie z obiegu broni szybkostrzelnej.

Strzelanina na popularnej plaży, którą premier Albanese określił atakiem terrorystycznym, zszokowała i pogrążyła w żałobie Australijczyków - pisze AP. 

Strona internetowa dla dawców krwi uległa awarii

Władze Sydney w poniedziałek rano zwróciły się z pilnym apelem o krew dla osób rannych w strzelaninie.

Strona internetowa dedykowana dawcom krwi przestała działać z powodu tak dużej liczby chętnych, że Lifeblood - agencja, która nią zarządza - zaapelowała do ludzi, aby mimo wszystko zgłaszali się do banków krwi.

Przy Town Hall, w samym sercu Sydney, czas oczekiwania na oddanie krwi przekracza sześć godzin.