W ciągu pierwszych 40 minut od zamachu terrorystycznego w hali Manchester Arena w 2017 r. na miejscu zdarzenia był tylko jeden sanitariusz, a policja na poziomie operacyjnym nie wiedziała o odbywającym się tam koncercie - ujawniono we wtorek w sądzie.

Wtorek był drugim dniem odbywającego się przed sądem w Manchesterze publicznego dochodzenia w sprawie zamachu w tym mieście. Ma ono wyjaśnić, czy służby wywiadowcze, policja bądź organizatorzy koncertu dopuścili się zaniedbań, czy atakowi można było zapobiec, a także czy podczas akcji ratunkowej popełnione zostały jakieś błędy.

22 maja 2017 roku Salman Abedi, urodzony w Manchesterze obywatel brytyjski libijskiego pochodzenia, zdetonował ładunek wybuchowy, gdy ludzie wychodzili z odbywającego się w hali Manchester Arena koncertu Ariany Grande. Oprócz sprawcy zginęły 22 osoby, w tym dwoje Polaków. Niespełna trzy tygodnie temu jego starszy brat, 23-letni obecnie Hashem Abedi, został skazany na co najmniej 55 lat więzienia za współudział w zabójstwie 22 osób i usiłowanie zabicia kolejnych.

Wtorkowe przesłuchania dotyczyły akcji ratunkowej i koordynacji działań pomiędzy poszczególnymi służbami. Ze złożonych zeznań wynika, że z powodu tego, iż Manchester Arena leży tuż koło dworca kolejowego, za patrolowanie okolicy odpowiedzialna była Brytyjska Policja Transportowa (BTP), a nie policja hrabstwa Greater Manchester (GMP), która na poziomie operacyjnym nie wiedziała o odbywającym się koncercie. Na dodatek bezpośrednio po ataku BTP nie poinformowała o zdarzeniu GMP i nie było próby skoordynowania działań.

Ze złożonych zeznań oraz zapisów z kamer przemysłowych wynika także, że pierwszy sanitariusz pojawił się na miejscu zdarzenia dopiero 18 minut po zdetonowaniu ładunku wybuchowego, zaś co najmniej osiem karetek pogotowia przyjechało 40 minut po eksplozji. Wcześniej, w 10 minut po wybuchu, pierwszej pomocy rannym udzielało 12 funkcjonariuszy BTP, ale ich możliwości były ograniczone, chociażby dlatego, że do dyspozycji były tylko jedne nosze i rannych wynoszono na czym tylko się dało.

Jophn Greaney, sędzia śledczy prowadzący dochodzenie, przywołał przykład jednej z ofiar, 28-letniego Johna Atkinsona, którego z miejsca eksplozji wyniesiono do innej części hali - również na prowizorycznych noszach - dopiero po 46 minutach i przez kolejne 24 minuty tam pozostawał. Dopiero po godzinie i 15 minutach rozpoczęto jego reanimację, jak się później okazało, nieskuteczną.

Greaney powiedział też, że zaledwie 10 miesięcy wcześniej prowadzone były ćwiczenia na wypadek ataku terrorystycznego dokładnie w tym miejscu, gdzie on faktycznie nastąpił. Jak dodał, eksperci wyrazili poważne obawy co do tego, czy wyciągnięto z nich niezbędne wnioski.

Przeprowadzenie publicznego śledztwa zarządziła w październiku zeszłego roku minister spraw wewnętrznych Priti Patel. Jak się oczekuje, potrwa ono do wiosny przyszłego roku.