Przed sądem stanął mężczyzna oskarżony o napad z bronią na schronisko dla zwierząt w Melbourne w Australii. Tłumaczył, że próbował tylko odebrać swojego zaginionego kota - poinformował serwis BBC News.

Według policji, Tony Wittman zadzwonił do schroniska w sprawie swojego zaginionego kota, ale powiedziano mu, że będzie mógł go odebrać dopiero następnego dnia rano. Jeszcze w poniedziałek wtargnął więc do placówki w stroju maskującym, gdzie miał związać jedną z pracownic, wycelować w nią bronią i zażądać informacji, gdzie trzymane są koty. Wittman rzekomo powiedział kobiecie, że jeżeli zrobi to, co jej każe, nie zastrzeli jej. Następnie opuścił schronisko i zakopał ubrania i broń w pobliżu swojego domu.

Według lokalnych mediów żadne zwierzęta nie zostały zabrane ani skrzywdzone podczas napadu.

Wittman wrócił do schroniska we wtorek i odebrał kota. Tego samego dnia został aresztowany i przyznał się do wtargnięcia do placówki.

W środę Wittman powiedział sądowi, że cierpi na zespół stresu pourazowego po odbyciu służby wojskowej i "czasami może działać bez zastanowienia się nad konsekwencjami" - wynika z dokumentów sądowych. Dodał, że kocha swojego kota, który zapewnia mu wsparcie.

Odmówiono mu zwolnienia za kaucją i ma stawić się w sądzie w kwietniu.